środa, 30 listopada 2016

Miniaturka - Smutna Nienawiść

Witam!
Mam dla was coś innego, a mianowicie miniaturkę. Swego czasu miałam jeszcze jedno bloga, na który wstawiałam właśnie takie rzeczy. Niestety nie byłam na nim zbyt aktywna i nie przetrwał mojego kryzysu. Chciałabym w tym miejscu wam to zrekompensować i zacząć wstawiać je tutaj. Mam w zanadrzu tylko trzy, więc nie za wiele. Jednak są to dość okazjonalne miniaturki (oprócz tej).

Tytuł: Smutna Nienawiść
Autor: Nath Powell
Temat: Dramione, Dorosłe

***

          PLASK! Echo potężnego uderzenia w policzek rozniosło się po całym korytarzu.
          - Za co to? – wykrztusił zaskoczony obrotem spraw, były Ślizgon.
          - Jeszcze się pytasz? Za te wszystkie lata, przez które nie mogę żyć spokojnie. – odpowiedziała Hermiona ze łzami w oczach i wściekłością bijącą na kilometr. – Myślisz, że to co robisz nie boli, bo wyobraź sobie, że za każdym razem coraz bardziej. Co ja ci kiedykolwiek zrobiłam? Nawet nic się nie odzywałam, a z góry zostałam oceniona. Jakim prawem robisz ze mnie potwora, skoro to Ty katujesz innych i to właśnie Ty robisz z ludzi śmieci. – Otarła spływającą łzę z policzka i spojrzała na chłopaka. W jej oczach był tylko żal i smutek. Złość można był wyczytać z jej zachowania, ale w głębi serca czuła się po prostu jak zużyta ścierka.
          Było bardzo zimno, początek stycznia. W Anglii o tej porze roku śnieg padał codziennie. Poruszanie się po drogach było wyczynem dla mugoli. Miejsce, w którym się znajdowali było ponure i wolne od wszelkich nieproszonych gapiów. Czuli się jakby byli zupełnie sami otoczeni ochronnym zaklęciem. Lokal nie był zbyt wielki, ale jednak bardzo przytulny. Mimo kiepskiego oświetlenia, można było powiedzieć, że ma swój klimat. Dębowe meble cudownie kontrastowały z beżowym wystrojem wnętrza. Okna zasłonięte do połowy ciemno brązowymi roletami. Przy stolikach były zaledwie dwie pary, które w skupieniu rozmawiały o czymś.
          Blondyn nie mówił już nic, obserwował zachowanie dziewczyny w skupieniu. Nie miał zamiaru potwierdzać, ani zaprzeczać temu co mówi. Rozumiał co nią kierowało, wie też jak ją traktował, jednak słowo „przepraszam” nie było w stanie przejść przez jego gardło. W domu nauczyli go, żeby nigdy nie okazywać słabości.
          - Wiesz co? – zaczęła już trochę spokojniej – Przez chwilę miałam nadzieje, że to się zmieni. Wojna się skończyła, minęło pięć lat, a ty dalej jesteś taki sam jak byłeś. Nadęty, próżny, wpatrzony w swoje własne odbicie. Nie rozumiem tego, po prostu nie potrafię pojąć. – pokręciła głową z niedowierzaniem. Tak bardzo chciała wiedzieć czemu wciąż tak się dzieje.
          Chłopak wciąż patrzył na Hermione z kamiennym wyrazem twarzy. Nie miał zamiaru okazać emocji, które w nim buzowały.
          - Powiedz mi, dlaczego rok temu potrafiłeś mi pomóc. Byłeś w stanie odsunąć wszystkie stereotypy, którymi się kierowałeś. Czemu w ogóle zwróciłeś uwagę na moje cierpienie? Po co w ogóle okazywałeś jakiekolwiek sumienie, skoro znów robisz to co wcześniej. – zacisnęła dłonie w pięści.
          Patrzyli na siebie przez dłuższą chwilę. Napięcie rosło między nimi niczym gęsty dym papierosowy, który unosił się w pomieszczeniu. Strumień łez nie uległ zmianie. W życiu byłej uczennicy Hogwartu wszystko się zmieniło. Stała się bardzo emocjonalna, kiedy działo się coś, czego nie mogła przewidzieć. Depresja to zdecydowanie za małe słowo na to co się działo w jej psychice. Po śmierci swojego ukochanego, nie potrafiła dojść do siebie. Osobą, która jej pomogła był właśnie Draco Malfoy. Okazał jej wsparcie, którego potrzebowała. Dzięki niemu dała radę stanąć na nogi. Wtedy nie obchodziło ich jakiego są pochodzenia lub w jakim domu wylądowali. Liczyła się pomoc i zaufanie, które blondyn właśnie stracił.
          - Pomogłeś mi, jestem ci za to wdzięczna. Okazanie przez ciebie skrawka człowieczeństwa kosztowało naprawdę wiele i to rozumiem. Wiem jak dużo cię kosztowało by pomóc szlamie, której tak nienawidzisz, lecz po co? Po co to było skoro teraz potrafisz mnie tak bardzo zranić. Nawet nie wyobrażasz sobie jak zależy mi na twojej opinie. Stałeś się dla mnie najbliższą osobą, której mogłam zaufać. – powiedział spuszczając wzrok. – Teraz to wszystko nie ma znaczenia.
          - Granger posłuchaj… - w końcu blondyn nie wytrzymał. Odezwał się do niej, lecz to nie poprawiło sytuacji.
          - Nie mam ochoty cię słuchać. Miałeś szanse na przemyślenie tego wszystkiego wcześniej. To co czułam zmieniło się diametralnie. Koniec z tym wszystkim – powiedziała stanowczo, a łzy w jej oczach już nie spływały po policzkach. – Nienawidzę cię rozumiesz? Jesteś najgorszym co mnie w życiu spotkało. Żałuję każdej chwili spędzonej z tobą. To koniec…
          Powiedziała to tak poważnie, że Malfoy poczuł jakby kolejny raz dostał w twarz. Dziewczyna zabrała swoje rzeczy i wyszła z lokalu.

***

Co sądzicie o takim przedstawieniu naszych kochanych bohaterów? Bardzo lubię otwarte zakończenia i to zawsze bierze mnie za serce w miniaturkach. Nic nie jest do końca powiedziane, masz możliwość dopisać sobie część historii. Jedno mnie jednak ciekawi i zostawiam to jako otwarte pytanie do was:
Jak myślicie? Co takiego uczynił Draco, że Hermiona postąpiła tak ostro? 

Pozdrawiam i następne się jeszcze pojawią!

wtorek, 22 listopada 2016

Rudy Pamiętnik - Rozdział III

Witam!
Jak to ja, spóźniona! Rozdział byłby na czas gdyby nie to, że weekend miałam bardzo zawalony, no ale nie będę się tłumaczyć.
Zacznijmy od tego, że ten post miał wyglądać ZUPEŁNIE INACZEJ. Ja nawet uznałabym go jako jedną z dwóch części, bo jest zdecydowanie rozłożony, ale nie wypełniony. Mimo to, mam nadzieje, że wam się spodoba. Nie będę już dodawać to tego części, tylko wszystko co będzie dalej, przeczytacie już w następnym rozdziale.
Za jakiś czas będę miała dla was pewien dodatek. Oczywiście tymczasowo nie zdradzę co planuje, ale chyba powinno wam się spodobać. Przy następnym rozdziale dam namiastkę tego z czym będzie owa niespodzianka się wiązała.
ZAŁOŻYŁAM NOWEGO BLOGA, ale to już chyba zdołaliście zauważyć. Księgozbiór Hogwartu to moje dzieło. Myślę, że będzie mi się tam dobrze pracować, bo już od jakiegoś czasu myślałam o takiej tematyce. Dodatkowo ukazują mi się coraz to fajniejsze opowiadania do czytania i chyba z czasem zrobię sobie kolejkę, bo za dużo ich już. Jeśli jesteście ciekawi, zaglądajcie!
Nie mam więcej ogłoszeń. Ewentualnie te na dole jeszcze się do niech zaliczają.

Pokój Życzeń, może masz jakiś pomysł na opowiadanie jakie powinnam stworzyć następne? Zaproponuj, a może i się skuszę.
Księgi Zakazane, zbiór opowiadań, które tworzę lub będę tworzyć niebawem. Prócz spisu treści, są także bohaterowie oraz opis danej historii.
Ksiegozbiór Hogwartu (tutaj), miejsce, które powstało z myślą o was. Zapisujcie swoje blogi, obserwujcie nowości i zamawiajcie szablony. Mam nadzieję, że coś takiego wam się spodoba. 

Zapraszam do czytania.
#Nath

***

          Droga przez korytarze dłużyła się niemiłosiernie. W mojej głowie wciąż pojawiały się bezsensowne scenariusze, które nie dawały mi spokoju. Co ja poradzę, że nie potrafię wydobyć z siebie chociaż odrobinę szczerości? Kiedy Harry jest przy mnie, wszystko wylewa się jak z wiaderka. Moje emocje same do niego krzyczą o pomoc i błagają o chociaż najmniejszy procent zainteresowania. Przy liście zgubiłam tą pewność, że mogę zawsze na nim polegać. Nie chce go odsuwać, ale ile można wysłuchiwać moich żali? Zaczynam się blokować. W tym momencie jestem sama. Nikt nie jest w stanie zapanować nad moją złością, poirytowaniem czy humorkami. Nawet Hermiona, która swego czasu obrzucała mnie swoją mądrością, spokojem ducha i racjonalnym myśleniem. Chciałabym poczuć się lepiej i odzyskać dawną siebie. Ginny, którą znam sprzed wojny była odważna, szczera i otwarta do ludzi. Jak wiele się zmieniło... Moja złośliwość, którą wzbraniam się na każdym kroku, zniszczyła najlepsze cechy jakie posiadałam. Odrzucam od siebie każdego, kto się zbliża. Najlepszych przyjaciół w szczególności, a to właśnie oni wspierają mnie i pomagają kiedy tego potrzebuję. Po prostu w pewnym momencie przepaliłam się tym. Słowa, które słyszałam codziennie, gesty, które pozornie miały sprawić, że będę się uśmiechać. To wszystko zaczęło doprowadzać mnie do szału. Oddalamy się od siebie i nie potrafimy znaleźć wspólnego języka. Najgorsze w tym wszystkim jednak jest to, że im zależy. Widzę to! Brak jakiekolwiek wdzięczności z mojej strony mnie przytłacza i wiem, że oni w którymś momencie zrezygnują. Staję się coraz bardziej ślepa na ważne rzeczy i głucha na swoje idiotyczne odzywki, którymi wszystkich obrzucam. Dlaczego taka jestem? Dlaczego nie potrafię zapanować nad sobą? Ile jeszcze to będzie trwało?
          To pytania, które nie dają mi spokojnie spać. Przekraczając próg Sowiarni, nawet nie rozejrzałam się dookoła. Byłam zbyt pochłonięta żalem i podenerwowaniem w stosunku do moich dotychczasowych działań. Podeszłam do najbliższego boksu, gdzie spoczywała niewielka płomykówka i złożyłam list w rulonik.
          - Cześć – rozniósł się męski głos, a ja, jak oparzona podskoczyłam i przy okazji wyrzuciłam list w górę. Nim spojrzałam kto mnie tak wystraszył, od razu zaatakowałam.
          - Czy ciebie do reszty pogrzało? – wysyczałam rozwścieczona i zabrałam szybko pergamin, który był już cały brudny. Kto by się spodziewał, że sowy robią tak wielki bałagan. Niby takie małe zwierzątka, a nabroić potrafią.
          - Przepraszam, nie chciałem cię wystraszyć – dotarł do mnie stonowany głos osobnika. Wiercąc w podłodze najbardziej morderczym wzrokiem na jaki było mnie stać, wsłuchiwałam się w te słowa. Miałam ochotę rzucić w niego poplamionym papierem i wyjść jak najeżona kotka. Gdy tylko podniosłam głowę, zwróciłam się do nieznajomego. Przede mną stał chłopak o ciemnych i zdecydowanie zbyt rozwichrzonych włosach. Gdyby nie to, że byłam wściekła jak osa, to pewnie zapytałabym go czy nie kręcił się może gdzieś w pobliżu Finnigana. Niestety, to była reakcja dawnej Ginny, a teraźniejsza nie miała ochoty na żarty.
          - Czego chcesz? – zapytałam poprawiając włosy.
          - Ogólnie to byłem tu pierwszy. – stwierdził delikatnie zakłopotany, lecz na jego ustach widniał nikły uśmiech, którego chyba nie potrafił się pozbyć. To mnie jeszcze bardziej drażniło, ale gdybym tak dłużej popatrzyła, to pewnie bym w końcu się uspokoiła. – No i chciałem się przywitać. David Rain. – wyciągnął do mnie dłoń.
          - Chciałeś, nie chciałeś… Co mnie to obchodzi?! – skwitowałam krótko i pogardliwie. Nie zaszczycając go nawet najmniejszą uprzejmością, z czym wiąże się również podanie ręki. Pospiesznie odwróciłam się do niego plecami by sprawdzić jak duże szkody wyrządziło moje upuszczenie pergaminu. – Co ja mam teraz zrobić? Cały list zniszczony. – narzekałam pod nosem.
          - Może jakoś…
          - Nie potrzebuje pomocy! – wybąkałam przez zaciśnięte zęby na tyle donośnie i złośliwie, że każdy normalny uciekłby z krzykiem. Dlaczego on tak nie zrobił?
          - Wybacz, nie miałem pojęcia, że się tak wystraszysz. – powiedział bardzo spokojnie i tak przyjaźnie, że aż zaczęło robić mi się trochę głupio. – Chciałem jedynie byś wiedziała, że tu jestem, bo widocznie byłaś zamyślona. Uzyskałem odwrotny efekt od zamierzonego, ale to nie było specjalnie. – tłumaczył się, a ja coraz bardziej nie wiedziałam co mam zrobić.
          Przez chwilę wpatrywałam się w przestrzeń przed sobą i biłam się z myślami. Dokładnie przed chwilą zastanawiałam się dlaczego ja się tak zachowuje. Kolejny raz odstraszam od siebie ludzi i nie daję nawet najmniejszej możliwości na poznanie. Teraz to już totalnie przegięłam. Chłopak jedynie chciał się przywitać, bo go olałam jakby był meblem. To ja powinnam się wstydzić, a nie on tłumaczyć się przede mną. Gdzie ja zgubiłam rozum, bo z pewnością nie ma go na swoim miejscu.
          Odetchnęłam ciężko i wystawiłam do niego rękę wyczekująco.
          - Ginny Weasley. – chciałam zacząć od nowa, lecz nawet sama wyczułam u siebie tą obojętność jaka ode mnie biła. Dobra, mały plus za dyskretną zmianę, ale kolejny minus za ton, którym ZNOWU chce kogoś odsunąć. Opanuj się dziewczyno! Krzyczałam w myślach.
          Chłopak na całe szczęście uścisnął moją dłoń i podarował mi tak pozytywny uśmiech, że nie sposób było go nie odwzajemnić. To tak jakby przelewał mi odrobinę swojej pozytywnej energii, którą trzymał na odpowiednią okazję.
          - Nic się nie stało. Właściwie… Nawet nie wiem czemu chce wysłać ten list. – to wyznanie mnie samą zaskoczyło.
          Otwierałam już usta by jakoś się wytłumaczyć, ale po co, skoro powiedziałam prawdę. Tak, to było najszczersze co do tej pory zrobiłam. Po jakie licho mam pisać Harry’emu takie głupoty, skoro czuje się zupełnie inaczej. Każde słowo jakie wyskrobałam na tym kawałku pergaminu to otoczka do rzeczywistego bólu, który mnie otacza. Pragnęłam zawierzyć mu całe moje serce i duszę, każde, nawet najmniejsze emocje, które mną rządzą. Nie powiedziałam nic treściwego, nic, co mogłoby dać mu do zrozumienia, że potrzebuje go. „Tęsknie” to słowo, które nie wraża nawet skrawka tego co czuje w tym momencie. Chcę by tu był, by mnie wspierał, pomagał i przytulał kiedy tego potrzebuje. Nie chce by myślał, że bez niego czuje się lepiej, więc czemu to robię. Wmawiam sobie, że jest jedyną osobą, która mnie rozumie, ale pokazuje coś odwrotnego. Zachowuje się jakbym mu nie ufała, a przecież tak nie jest! Prawda?
          Sama zaczynam się już gubić. Opadłam na zakurzone krzesło, które stało nieopodal wejścia. Podparłam rękami brodę i spojrzałam w okno, przez które wylatują sowy by móc dostarczyć list odpowiedniej osobie.
          - Skoro nie chcesz go wysłać, to tego nie rób. Nic na siłę. – odezwał się David, który przed momentem dla mnie nie istniał. Kolejny raz zagłębiłam się w myśli, a one i tak doprowadzają mnie do zguby.
          Gdy spojrzałam w jego stronę, to jedyne na czym mogłam się skupić to jego ciemne oczy, które pod wpływem delikatnego światła, iskrzyły się jak diamenty. Wydawały się takie wesołe, przyjazne i godne zaufania. Czym one są dla osoby, która jest rozdarta emocjonalnie i zupełnie nie wie co ze sobą zrobić. Jedynie małą nadzieją na lepsze jutro, ale tylko od niej zależy czy taki scenariusz się spełni.
          Uśmiechnęłam się delikatnie i spuściłam głowę na kolana. Spoczywał na nich brudny list, który starałam się doprowadzić do porządku. Bez zbędnego zastanawiania się, podarłam go i resztki schowałam do kieszeni szaty.
          - Już go nie wyślę – powiedziałam dość cicho.
          Chłopak posłał mi delikatny uśmiech, który o dziwo mnie bardzo skrępował. Ponownie skierowałam swój wzrok w dół i zapadła niezręczna cisza. Słyszałam jak nasze oddechy odbijają się echem po całym pomieszczeniu, które nie było zbyt wielkie.
          Po dłuższej chwili, która ciągnęła się niemiłosiernie, postanowiłam przerwać to milczenie.
          - A ty co tutaj robisz? – zapytałam dość nieśmiało.
          - Wysyłam list do mojej mamy. – wyjaśnił krótko i słyszałam jak delikatnie zaczął przebierać nogami.
          - No tak, w sumie mogłam się tego domyślić. – odgarnęłam włosy do tyłu i spojrzałam w jego stronę.
          - Nie chciałem by się martwiła. – skrzyżował ręce na piersi – Obawiała się, że mogę nie dostać się do tego samego domu co moje przyrodnie rodzeństwo. Właściwie miała rację, bo ja zostałem Gryfonem, a oni należą do Ravenclawu, ale mi to zupełnie nie przeszkadza.
          Powiedział jakby od niechcenia, ale dało się wyczuć w jego głosie zadowolenie. Jakby oczekiwał takiego obrotu spraw. Ja zdecydowanie nie wiedziałam co mam powiedzieć i jak idiotka patrzyłam się na niego z uniesionymi brwiami. Dopiero jak zauważył tą moją piękną minę, zorientował się, że w sumie nie za bardzo wiem o co chodzi.
          - No tak, nie wyjaśniłem. – zaśmiał się cicho, a ja wciąż gapiłam się wyczekująco. Powiem szczerze, że mnie bardzo zaciekawił tym rodzieństwem. – Pochodzę ze Stanów, a dokładniej z Kolorado. Nigdy nie uczęszczałem do żadnej szkoły magii. Kiedy rodzice zaczęli dostrzegać u mnie pierwsze oznaki, że będę czarodziejem, bez zastanowienia sprowadzili dla mnie profesora…
          - A teraz chciałeś spróbować jak to jest? – zapytałam właściwie przerywając mu. David zaśmiał się na moje słowa, a mi kolejny raz zrobiło się głupio. Podkuliłam nogi pod brodę i zmarszczyłam nos w geście delikatnego poirytowania. – No co? – warknęłam.
          - Nie do końca tak to wyglądało. – powiedział unosząc jedną dłoń – Mój tata był wojskowym, często miał zlecenia na wyjazdy. Oczywiście bardzo ważne i niebezpieczne. Nie jest czarodziejem, ale dało się zauważyć, że poprzez te działania bardzo chciał pokazać ile jest wart. Nigdy nie wprowadzano mnie w szczegóły, ale mama powtarzała, że jest bohaterem, bo walczy w dobrej sprawie. Trzy lata temu także dostał nakaz wyjazdu, lecz nikt się nie spodziewał, że już z niego nie wróci.
          - Tak mi przykro. – powiedziałam pospiesznie i miałam ochotę podejść do chłopaka by go w jakiś sposób pocieszyć. Jednak świadomość tego, że dopiero go poznałam, powstrzymywała mnie przed tym gestem.
          David jedynie posłał mi smutny uśmiech, ale nie zwlekał i tłumaczył dalej.
          - Moja mama bardzo się załamała i pogrążyła się w wir pracy. Była jedną z ważniejszych osób w Amerykańskim Ministerstwie Magii, więc oczekiwano od niej profesjonalizmu, a nie wiecznego opłakiwania utraconego męża. Oczywiście, w domu było zupełnie inaczej niż podczas spotkań biznesowych, na które czasem musiałem jechać wraz z nią. Dużo czasu minęło zanim przestała codziennie przepłakiwać całą noc. Jest twarda, ale nie niezniszczalna. Wspieraliśmy się nawzajem, ona oddawała mi każdą wolną chwilę, ja starałem się jej pomagać we wszystkim, nawet tych najbardziej banalnych rzeczach. Po prostu chciałem by wiedziała, że nie jest sama. – odetchnął chwilę i spojrzał w przestrzeń, jakby się zastanawiał nad czymś – W tamtym roku na wyjeździe do Anglii poznała Hectora Collinsa. Od tamtej pory przyjeżdżali do siebie nawzajem, poznawali się i przy okazji mnie oraz moje przyrodnie rodzeństwo, które jeszcze oficjalnie nim nie jest, ale myślę, że to kwestia czasu. – uśmiechnął się jakby do siebie i spojrzał w moją stronę. Byłam jak zaczarowana, nie potrafiłam odwrócić wzroku, który utkwił w ciemnowłosym chłopaku przy oknie. – Wiele się zmieniło. Moja mama chyba milion razy pytała mnie co ja sądzę o Hectorze, czy wszystko z nim jest dobrze, a mi zależało tylko na tym by była szczęśliwa. Nie chciałem by wciąż płakała i myślała o przeszłości. Widziałem jak się zmieniła, w końcu nabierała kolorów, na jej ustach bardzo często gościł szczery uśmiech, a ja nie byłbym w stanie jej tego odebrać. Potrzebowała wielkiego kroku, więc pomogłem jej. Dwa miesiące temu przeprowadziliśmy się do Londynu. Nigdy nie myślałem, że wyjadę tak daleko od rodzinnego miasta. Jak Hector oświadczył się mojej mamie to wiedziałem, że nadchodzą wielkie zmiany, ale nie pomyślałbym, że aż takie. – wyjaśniał, ale dało się dostrzec w jego twarzy szczęście. – Dopiero jak zamieszałem tutaj, to moje kontakty z Neve i Shanem się poprawiły, można nawet stwierdzić, że zaczęliśmy się traktować jak prawdziwe rodzieństwo. Szczerze mówią, to oni sprawili, że przekonałem się do tego by wkroczyć w progi Hogwartu.
          Gdy tylko skończył mówić, to jeszcze chwilę obserwowałam jego mimikę twarzy, które wyrażała tak dużo emocji. Od smutku, przez dumę, aż do miłości, którą darzył swoją rodzicielkę.
          - Musisz mieć wspaniałą mamę. – tylko to byłam zdolna powiedzieć po tym jakże długim wywodzie.
          - Owszem – uśmiechnął się delikatnie i dłonią przeczesał swoje niesforne włosy – Czasem może trochę roztrzepana i zapracowana, ale z pewnością kochana i wielkoduszna.
          Rozpromieniłam się po tej opowieści. Nie pamiętam kiedy usłyszałam tak piękną historię. Jego mama bardzo się martwiła o niego i zależało jej na zdaniu Davida. Widać, że są dla siebie bardzo ważni, bo który facet przyznałby się do tego wszystkiego. Nie powiem, że nie jestem zdziwiona wyznaniem, którym mnie obdarował, bo właściwie nawet mnie nie zna, ale jestem wdzięczna, że to zrobił. Sprawił, że u mnie też coś zaczęło się zmieniać. To był moment, w którym chciałam jak najszybciej iść do dormitorium i porozmawiać z Hermioną. Ona zawsze była dla mnie jak siostra. Gdy tylko potrzebowałam pomocy, była przy mnie. Każdy problem z rodzicami, kłótnia z Harrym czy potyczki z Ronem. Wiele jej zawdzięczam, a teraz nie odzywam się jakby to ona była wszystkiemu winna. Źle zrobiłam i muszę to naprawić.
          Podniosłam się szybko i już miałam biec przez korytarz by jak najszybciej znaleźć się w Wieży Gryffindoru, ale zatrzymałam się na moment. Spojrzałam prosto w ciemne oczy mojego towarzysza i uśmiechnęłam się do niego ciepło.
          - Chciałabym być taka jak ty wiesz? Pozytywna, otwarta i pełna nadziei na lepsze jutro. – mówiłam i zauważyłam, że chce mi przerwać, lecz nie dałam mu dojść do słowa. – Chodzi mi o to, że chce ci podziękować.
          - Ale za co? – był widocznie zdziwiony.
          - Za to, że w jakimś stopniu pokazałeś mi co jest ważne. – powiedziałam bardzo szczerze i nie czekając na jakiekolwiek słowa, wyszłam.
          Z lepszym nastawieniem, którego nie spodziewałam się ani trochę w najbliższych dniach, przechodziłam przez korytarze. Nawet na moment nie byłam zamyślona. Szłam z zamiarem porozmawiania ze swoją przyjaciółką. Musiałam wyjaśnić wszystko co się stało. Nie wyobrażam sobie by przestała ze mną rozmawiać. Trzeba postawić sprawę jasno. To ja zawiniłam i zrobiłam wielką burzę z niczego. Mój niewyparzony język wprowadził mnie w te kłopoty, to teraz jakoś musi mnie z tego wyciągnąć.
          Nawet nie wiem kiedy, ale znalazłam się w Pokoju Wspólnym, który o dziwo był jeszcze zatłoczony. Rozejrzałam się, ale nie mogłam wyłapać nigdzie Hermiony ani Charlotte, która jak nic byłaby u jej boku. Szybko ruszyłam w stronę dormitorium dziewcząt, bo gdzie niby mogła się skryć jak nie tam? Stanęłam dopiero przed samymi drzwiami i ten jeden moment wzbudził we mnie wątpliwości. Wzięłam trzy głębokie wdechy by się uspokoić. Przez większość drogi szłam jak sprinterka, która nie ma pojęcia co to zmęczenie. Czy ja codziennie muszę uczyć się jak nie postępować?
          Pokręciłam głową i starałam się oczyścić. Nie powinnam mieć teraz negatywnych myśli, bo zanim cokolwiek powiem, to wszystko zniszczę. Niestety, los zrobił to za mnie. Jak tylko położyłam rękę na klamce by w końcu podjąć odpowiednią decyzję i porozmawiać z panną Granger. W progu stanęła właśnie ona, moja przyjaciółka. Prawdopodobnie usłyszała jakieś dźwięki i chciała sprawdzić co się dzieje. Nie miałam pojęcia, że moje dyszenie może robić tak niepokojący hałas, ale cóż. Właśnie przegrałam życie.
          Hermiona wpatrywała się w moją twarz, która najwidoczniej ją zaskoczyła, lecz po chwili zmarszczyła nos i odwróciła się w stronę swojego łóżka. Odruchowo przewróciłam oczami z poirytowania, ale gdy tylko dotarło do mnie to co zrobiłam, miałam ochotę samą siebie walnąć w twarz. Moje pogrążenie sięga szczytu.
          Zawahałam się delikatnie wchodząc do środka. Przy biurku siedziała Char, która najwidoczniej była całkowicie pogrążona w wypełnianiu swojego dziennika, bo nawet nie zwróciła uwagi na to, że weszłam. Miona jednak jak najszybciej mogła, przysłoniła swoje oczekiwanie maską obojętności, którą zakładała za każdym razem jak była obrażona. Wertowała zaciekle jakiś podręcznik, którego pewnie wcześniej nawet nie dotykała. Chciała oznajmić mi, że bez ciężkiej rozmowy się nie obejdzie. Ja nie wiedziałam właściwie co mam zrobić. Stałam tak na środku pokoju i biłam się z myślami. Iść do niej czy odpuścić sobie… A jak powie, że mam spadać… Oh! Czy ja zawsze muszę sobie stwarzać problemy? Raz kozie śmierć, najwyżej potem będę żałować.
          - Hermiona, ja… - zaczęłam nieśmiało i zerknęłam na kasztanowowłosą. Ona zachowywała się jakby mnie w ogóle nie usłyszała, co mnie delikatnie zirytowało, ale nie mogłam pozwolić sobie na kolejny wybuch arogancji. – Chciałam przeprosić. – dokończyłam już bardziej śmiało.
          Dopiero po chwili Gryfonka odłożyła tom i spojrzała w moją stronę. Na jej twarzy wciąż gościł grymas, który ujrzałam w progu, ale widać było też smutek. Wiem jak moja przyjaciółka mogła poczuć się po tym co powiedziałam. Nie byłam wobec niej łagodna i pojechałam prawie tak jak niegdyś po Malfoyu. Zrobiło mi się głupio na samo wspomnienie o tym i spuściłam wzrok wyczekując karcącego monologu.
          - Nie Ginny, miałaś rację. – usłyszałam i od razu zrobiłam ogromne oczy. No takiego obrotu sprawy się nie spodziewałam.
          - Ja? – wychrypiałam zaskoczona.
          - Dokładnie – oznajmiła – Nie powinnam w ogóle myśleć o tym by kolegować się z Zabinim. On nie zasłużył na drugą szasnę. Zbyt wiele zrobił i powinien siedzieć w Azkabanie jak każdy kto uczestniczył w całym przedsięwzięciu zorganizowanym przez Voldemorta. – powiedziała z taką determinacją i akcentując każde słowo, że aż Charlotte zainteresowała się naszą rozmową.
          - Ale przecież… - próbowałam jakoś się wytłumaczyć, ale nie dawała mi nawet chwili by coś powiedzieć.
          - Pomyliłam się, zrobiłam źle i moje myślenie okazało się zgubne… - kontynuowała, lecz jak już nie mogłam dłużej patrzeć i słuchać tego co gada.
          - O czym ty właściwie mówisz? – zapytałam wprost niedowierzając – Chciałam cię przeprosić za mój wybuch, bo zachowałam się jak najgorsza przyjaciółka na świecie. Ty byś nie zrobiła czegoś takiego. – zatrzymałam się na moment by zobaczyć jej reakcję, lecz prócz minimalnego zaskoczenia, nie zauważyłam nic nadzwyczajnego co mogłoby mi przerwać. – Miałaś świetny pomysł. Odkrycie prawdy i usłyszenia jej u źródła to genialny plan. Nie mówię o tym by dać mu szanse i oczekiwać, że zmienił się, ale przynajmniej wzbudzić w nim chęć zaufania ci. Masz pole do popisu, bo pewnie przez ten rok będziesz spędzać z nim mnóstwo czasu. Ja bym sobie z tym nie poradziła, dobrze o tym wiesz. Moja komunikacja międzyludzka zaczyna sprawiać ogromne problemy. Właściwie dzisiaj pokazałam to w nadmiarze. Jak potraktowałam Ciebie, Logana i na samym końcu nawet Blaisa. Nie wiedziałam, że nawet on sprawi, że teraz będę czuła się jak totalne gówno. To ja źle się zachowałam, bo jestem głupio uprzedzona i…
          - Gin już jest dobrze. – powiedziała Hermiona bardzo łagodnym głosem. Dopiero po jej słowach zrozumiałam, że właściwie popadałam już w furię, której tak bardzo chciałam uniknąć. Ręce zacisnęłam w pięść i jakbym mogła to bym pewnie zionęła ogniem dla lepszego efektu.
          Kasztanowowłosa podeszła do mnie i poczułam jej ciepłe dłonie, które zawsze wspierały mnie jak było gorzej. Automatycznie zaczęłam się rozluźniać i uspokajać, a wraz z tym zaczęły mi się nabierać łzy do oczu.
          - Nie radzę sobie… - wyszeptałam z buzią schowaną jej bluzę i wszystkie emocje zaczęły się ze mnie wylewać. Złość, smutek, żal, rozpacz i rezygnacja, która właśnie dzisiaj znalazła najlepszy moment by dać upust poprzez płacz. Nie mogłam nad sobą zapanować. Łkałam jak małe dziecko, które nie dostało swojej ulubionej zabawki.
          - Widzę. – pocieszała mnie, gładząc włosy i przyciskając do siebie – Będzie dobrze, obiecuje.
          Chciałabym w to wierzyć, tak bardzo bym chciała…

***

          Kolejny raz na zegarku wybija godzina szósta, a ja już nie śpię. Właściwie to od godziny patrzę się w sufit i liczę minuty, które dzielą mnie od rozpoczęcia nowego dnia. Po wielkim ataku mojej histerii zasnęłam jak małe dziecko. Czułam się lepiej, bo Hermiona nie zadawała pytań, nie mówiła nic, po prostu była przy mnie. To tak wiele dla mnie znaczy jej obecność i to, że się w pewien sposób mną zaopiekowała. Mam jednak świadomość, że ona nie odpuści sobie dzisiaj rozmowy na ten temat. Ja zdecydowanie nie mam na to ochoty, ale jeśli już otworzyłam się w ten sposób, to mam nadzieje, że jakoś zdoła mi pomóc. Potrzebuję jej… Potrzebuję pomocy…
          Kiedyś słyszałam, że pisanie pamiętnika pomaga w poradzeniu sobie z problemami. Przelewanie na papier podobno daje możliwość spojrzenia na to z innej perspektywy. Dłuższy już czas zastanawiam się nad tym. Charlotte prowadzi swój chaotyczny dziennik, którego nawet nie zamierzam dotykać, bo ma zdecydowanie za duże ciśnienie jak gdzieś zniknie z jej pola widzenia. Może właśnie to daje jej upust emocji, które w sobie trzyma. Jest dość spokojna i stonowana, nie biorąc pod uwagę tej cholernej paniki, którą pokazała. Co mi szkodzi właściwie spróbować? Gdyby to dawało mi gwarancję lepszego samopoczucia, to z pewnością bym robiła to już dawno. Niestety nikt mi nie obieca, że jak obudzę się następnego dnia, to wszystkie problemy od tak znikną.
          Najciszej jak potrafiłam, sięgnęłam do kufra i wyjęłam z niego czysty zeszyt, który być może będzie mi służył jako pamiętnik. Przy okazji zgarnęłam swoje pióro z atramentem i usiadłam wygodnie na łóżku. Machnęłam różdżką by wyczarowała delikatny strumień światła, który nie spowoduje, że dziewczyny się obudzą. Otworzyłam na pierwszej stronie i zaczęłam wpatrywać się tępo w pustą kartkę. Jak to właściwie się zaczyna? Tak po prostu? To nie może być aż tak banalne…
          Naskrobałam na kartce swoje imię.
          Przyglądałam się tym skośnym literom z (prawdopodobnie) dziwnym wyrazem twarzy. Czy tylko ja nie mam pojęcia jak to się robi? Zastanawiałam się nad tym, lecz nie przestawałam kontemplować nad dalszym ciągiem.
          Podrapałam się po głowie i na pergamin wypłynęły kolejne słowa. Po paru chwilach znów, potem jeszcze jakieś, aż w końcu zapełniłam całą kartkę. Zanim przeszłam dalej, przeczytałam to co już widniało.
          Chwila ciszy. Brak myśli.
          Zmarszczyłam nos i wrzuciłam zeszyt na sam koniec szuflady w mojej szafce nocnej.
          Co to w ogóle był za głupi pomysł? Jaki kretyn wymyślił pisanie pamiętników? No i co ma to niby sprawić, że poczuje się lepiej? Gdyby ktoś siedział w mojej głowie i zobaczył jakie idiotyczne rzeczy mi do niej przychodzą… No dobra, napisałam trochę, ale jaki to ma sens? Tak jakbym tego wszystkiego nie wiedziała już od dawna. Głupota!
          Wzbraniałam się wewnętrznie, lecz właściwie nie miałam pojęcia czemu. Nie napisałam zbyt wiele, ale to co zdołałam, doprowadziło mnie do takiego stanu. Zamiast denerwować się na swój talent pisarski, powinnam przemyśleć to co właściwie z siebie wykrzesać. Czasem trzeba wrócić myślami do przeszłości, by się z nią pogodzić i zaakceptować. Nikt jednak nie zdaje sobie sprawy, jak to jest ciężkie.
          Odsunęłam zbędne, negatywne myśli i ruszyłam do łazienki. Po porannej toalecie, przebrałam się w coś cieplejszego i zarzuciłam już szkolną szatę. Chciałam udać się na spacer, a powrót na wieżę już nie wchodził w grę. Szybko zebrałam potrzebne mi rzeczy i wyszłam do Pokoju Wspólnego. Na całe szczęście, jeszcze nikogo w nim nie było. Bez problemu więc opuściłam pomieszczenie i udałam się w dół schodami. Jedyne czego pragnęłam to odrobina samotności, na którą dotychczas nie mogłam sobie pozwolić.
          Na pierwszym piętrze znajdował się przyjemny kącik, który swego czasu często odwiedzałam. Parapet z wielkim oknem i możliwością siedzenia. Rozłożyłam się tam niczym królowa i z delikatnym uśmiechem na ustach, zaczęłam spoglądać na błonia, które mimo chłodu, odzwierciedlały najpiękniejsze aspekty tego miejsca. Gdyby chociaż na chwilę wyszło słońce, od razu poszłabym tam i siedziała nad jeziorem.
          - No proszę, jaki ranny ptaszek. – usłyszała charakterystyczny głos, który bez problemu rozpoznała. Nawet nie musiała się odwracać by wiedzieć kim jest jej mój oprawca.
          - No proszę, ty znów tam gdzie ja. – odparłam sarkastycznie – Jak to się dzieje, że zawsze muszę Cię spotkać w momencie kiedy akurat chcę tego najmniej?
          Chłopak parsknął śmiechem i podszedł do mnie. Nie ważne, że właściwie starałam się mu zakomunikować, że nie jest tu mile widziany, on chyba wszystko widział odwrotnie.
          - Żebyś sobie przypadkiem czegoś nie pomyślała… - rzucił tajemniczym głosem i posłał mi ten swój cwaniacki uśmieszek.
          - Jedyne o czym mogłabym pomyśleć to to, że mnie śledzisz. – skomentowałam akcentując ostatnie słowo i spoglądając na niego z pogardą. Widocznie te słowa nie zrobiły na nim najmniejszego wrażenia, bo wyraz twarzy się nie zmienił.
          - Jakże bym śmiał. Twoja prywatność i przestrzeń osobista to dla mnie świętość. – zaczął przy tym gestykulować teatralnie i doskonale zdając sobie sprawę, że mam bardzo płytką czarę cierpliwości, jak na złość, próbował mnie zdenerwować.
          - Jeśli masz zamiar psuć mi humor za każdym razem, to możesz już skończyć. Nie mam na to siły. – powiedziałam ostrzej, lecz trzymałam swoje nerwy na wodzy. Nie dawałam im tak łatwo ujścia.
          - Do tej pory mnie atakowałaś, więc staram się działać twoimi metodami, lecz widzę, że coś się zmieniło. – tym razem nie użył do tego swojego charakterystycznego, cwaniackiego tonu, który mnie irytował. Po prostu stwierdził fakt, który jak zwykle był trafny. Czy tylko mnie to drażni, że akurat on doskonale wie co się dzieje, a nawet nie musi pytać.
          Nic mu nie odpowiedziałam na to stwierdzenie. Starałam się zachować spokój i nie budować kolejnego muru, którym się oddzielam od każdego. Może moje milczenie, tak samo jak wypowiedziane słowa, dadzą mu do zrozumienia co się dzieje.
          - Szkoda, że nie świeci słońce, można by było wtedy wyjść na świeże powietrze. Macie tu przepiękne błonia. – odezwał się w końcu, a ja otworzyłam szerzej oczy jak jakaś kretynka. Telepatia czy co? On chyba serio potrafi siedzieć komuś w głowie… Nagle zaśmiał się cicho, co chyba oznaczało, że zobaczył moją minę. – Czyżbym znów coś złego powiedział?
          - Czy ty masz jakieś zdolności? Czytasz w myślach? Nie wiem… - zapytałam niby wciąż zdziwiona tym co powiedział, lecz dość zaintrygowana co usłyszę.
          - Nie koniecznie. – wydawał się jakby podszedł do tego bardzo poważnie – Po prostu jestem dobrym obserwatorem.
          - A to, że ja pomyślałam o tym samym co powiedziałeś to też przypadek? Jakoś mi się nie chce wierzyć. – zmrużyłam oczy i lustrowałam go tak przez dłuższą chwilę, a właściwie do momentu aż spotkały się nasze spojrzenia. Jego zielone oczy są bardzo przenikliwe i takie wyraźne, że ciężko było utrzymać mi wzrok w tym miejscu. Gdyby nie to, że jest bardzo irytujący i pewny siebie, to może bym nawet stwierdziła, że są ładne, ale zdecydowanie należą do totalnego idioty.
          Zaśmiał się na moje słowa kolejny raz. Mi tam wcale nie było zabawnie, ja tu podejrzewałam o grzebanie w mojej głowie, a to już zalicza się pod naruszanie mojej prywatności. Nie podoba mi się to…
          - Spokojnie, nie potrafię legilimencji, ale zapiszę to do listy rzeczy, których muszę się nauczyć. Przydatna umiejętność. – skwitował z uznaniem, a ja wciąż czekałam na wyjaśnienia. Mój wzrok wyrażał więcej niż tysiąc słów, a skoro jest takim dobrym obserwatorem, to powinien wiedzieć, że chce w końcu poznać odpowiedź na moje pytanie. – Dobra, żartuje sobie, ale wierz mi, że powiedziałem tylko to o co miałem w głowie. Skąd miałem wiedzieć, że ty też tak pomyślałaś? Powinnaś uznać to za dobry znak, a nie wytykać mi takie spostrzeżenia, bo są podobne.
          Zerknęłam w stronę okna i zrobiło mi się trochę głupio. Może i ma rację, a ja zdecydowanie za bardzo przesadzam. Chciałam być spokojna, nie rzucać wyzwiskami, nie denerwować się, ale o szukaniu problemu już zapomniałam. Jak będzie tak dłużej, to w końcu zapomnę do kogo mówię i jeszcze McGonagall poślę do diabłów.
          - Hej, zdaję sobie sprawę, że masz ciężki okres. – powiedział pocieszająco – Każdy z nas ma jakieś problemu, mniejsze lub większe. Jednak ty się zamykasz na wszystkich i to jest bardzo złe.
          Zamyśliłam się na moment, lecz po chwili spojrzałam na mojego towarzysza.
          - Aż tak to widać? – zapytałam przyciszonym głosem, ale nie dało się z niego wyczuć ani krzty ataku. Wiecie jak to jest jak ktoś ci powie coś wprost, a ty, chociaż miałeś to w głowie milion razy, to dopiero po tym zaczynasz rozumieć co się dzieje? Właśnie tak się poczułam. Jakbym dostała prawdą w twarz. Zabolało…
          - Z pewnością nie dla wszystkich, ale chyba ja widzę więcej niż można dostrzec gołym okiem. – uśmiechnął się delikatnie w moją stronę – Prawdopodobnie inni uznają cię za wredną jędzę, którą tak próbujesz grać by zrazić wszystkich do siebie. – dodał a na jego ustach pojawił się już jego charakterystyczny wyraz twarzy.
          - A spadaj! – machnęłam ręką i odwróciłam się znów do okna.
          Logan zaśmiał się cicho i opadł na parapet obok mnie, czym nieco byłam zaskoczona. Automatycznie podkuliłam nogi pod brodę w geście obronnym.
          - Próbuję ci jedynie poprawić trochę humor, byś nie myślała, że tylko przychodzę by go niszczyć.
          - Nie za bardzo ci to wychodzi. – odparłam oskarżycielsko.
          - Dobra, w takim razie już nic nie mówię. – podniósł ręce w geście rezygnacji i zerknął przez okno.
          Miałam w tym momencie idealne pole do tego by mu się przyjrzeć. Był głęboko zamyślony, bo zupełnie nie zwracał na mnie uwagi. Zielone oczy, które iskrzyły się w dziennym świetle, dodawały nutkę tajemnicy do jego wyglądu. Z zachowania nie dało się kompletnie nic wyczytać. Wiedział dokładnie co zrobić by stać się niedostępny dla otoczenie. To mnie w pewnym sensie intrygowało i denerwowało. Był tak blisko, w zasięgu ręki, a jednak tak daleko… Jaki to właściwie ma sens? Właściwie trochę mnie przerażał, bo nikt nie potrafi tak łatwo opisać moich uczuć w danym momencie. Nie zna mnie, widzi mnie któryś raz, a wie więcej niż Hermiona, która przebywa ze mną prawie codziennie od siedmiu lat. Jak on to robi? Sam skrywa się pod maską obojętności, a u innych wyczytuje każdą rzecz.
          Dłużej się nad tym nie zastanawiałam. Bez słów, podniosłam się z parapetu i zabrałam rzeczy. Zobaczyłam, że Logan przygląda się jedynie moim poczynaniom, bo swoim zachowaniem prawdopodobnie zakłóciłam jego skupienie.
          - Muszę jeszcze coś zrobić, zobaczymy się na śniadaniu. – powiedziałam i nie oczekując odpowiedzi, zniknęłam tuż za rogiem.

poniedziałek, 14 listopada 2016

#1 Poza Schematem - LBA

Dziękuję za nominację od zakręcona01
,,Nominacja do Liebster Blog Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za ,,dobrze wykonaną robotę". Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która cię nominowała. Następnie ty nominujesz 11 osób (informujesz je o tym) oraz zadajesz 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który cię nominował".

***

1. Uczysz się jakiegoś języka? Jeśli tak, to jakiego?
Na studiach to tylko angielski, ale chciałabym Hiszpański/Włoski (zbieram się do tego, ale ciężko idzie)
2. Ulubione książki?
Nic konkretnego nie mam... Jedynie jeśli chodzi o gatunek to Fantastyka czy Mitologia. Zdecydowanie takie, w których dużo się dzieje i są elementy "magiczne". Nic dziwnego, ze kocham opowiadania Potterowskie :D
3. Najdziwniejsza potrawa, jaką jadłaś/jadłeś?
Ślimaki we Francji... Never Again!
4. Jaka jest twoja największa pasja?
W zasadzie są dwie - Grafika Komputerowa i Wizaż. No w jakimś stopniu też pisanie, ale to jest tylko i wyłącznie dla mojego szczęścia. Tworzenie w każdy stopniu jest moją pasją.
5. Jakie filmy najbardziej lubisz? Dlaczego akurat te? (rodzaje)
Kryminały, jakieś z zagadkami, horrory, komedie... W sumie lubię dużo. Nie ograniczam się. Dlaczego? Lubię kombinować, dociekać, rozkminiać, ale także uwielbiam się bać! To jest dziwne, ale myślę, że nie jestem w tym jedyna. O komediach i tego typu nie będę opowiadać, bo można to przedstawić bardzo prosto - jestem kobietą, ja tak mam...
6. O jakiej porze dnia czujesz się najlepiej?
Noc, zdecydowanie noc. Wtedy mam dużo chęci, multum pomysłów, weny...
7. Uprawiasz jakieś sporty? Jeśli tak, to jakie?
Nie, teraz nie. Może wcześniej coś tam było, ale już mam jakby inne priorytety.
8. Jakie imiona ci się najbardziej podobają? (możesz podać i żeńskie, i męskie)
To równe pytanie z tym "Jak się będą nazywały twoje dzieci?". Męskie - Marcel i Oliwer, a z żeńskim jest trudniej, ale np. Alicja czy Kornelia i ostatecznie moje imię w tej "nie polskiej" wersji - Nathalie.
9. Wolałbyś/Wolałabyś mieszkać w mieście czy na wsi?
I tu i tu, tylko każde w innym wieku. Na wsi jako starsza osoba na emeryturze, by mieć święty spokój. W mieście teraz, kiedy pracuje i studiuje, wole by mi było wygodniej i stabilniej.
10. Jesteś pesymistą, optymistą czy może realistą?
OPTYMISTKA i może tak w 30% realistka. Ja zawsze znajdę pozytywy i nikt mi tego nie odbierze :D
11. Jakim zwierzęciem chciałbyś/chciałabyś być? Dlaczego?
Zdecydowanie byłby to lew. Powód dość prosty - mój znak zodiaku i pasuje do mojego charakteru, no raczej tych gorszych stron, ale je akceptuje dlatego wiem, że do tego zwierza się upodabniam :)

***

Nominowane osoby:
- Okej z Wielka Czwórka Przyjaciół Hogwartu
- Cookie Monster & Sappy z Naucz mnie latać
- Arcanum Felis z Simply Irresistible Dramione
- Realistka z DracoHermionaUndoMyHeart
- Charlotte Petrova z Wschód Słońca

***

Moje pytania:
(na początek dość banalnie)
1. Gry planszowe czy komputerowe?
2. Lato czy zima?
3. Samochód czy samolot?
(minimalne schody)
4. Pierwsza piosenka, która przyjdzie ci do głowy. Podaj tytuł i wykonawcę.
5. Ulubiony serial? 
6. Wiążesz swoją przyszłość z pisaniem?
7. Czy uważasz, że jesteś szczęśliwą osobą?
8. Opisz swój charakter w trzech słowach.
(tutaj proszę o większe rozpisanie)
9. Jaki jest twój znak zodiaku? Uważasz, że on cię w jakiś sposób charakteryzuje?
10. Upragnione miejsce, które chcesz odwiedzić? Dlaczego akurat to?
(przyszedł czas na ostatnie pytanie)
11. Co w tym momencie czujesz? Może być to zapach bądź uczucie, twój wybór.

Czekam na wasze odpowiedzi! 

sobota, 5 listopada 2016

Rudy Pamiętnik - Rozdział II

Witam,
Mam świadomość tego, że troszkę zwlekałam z dodaniem tego drugiego rozdziału, ale to tylko ze względu na moje prywatne sprawy. Ciężko jest pogodzić szkołę, pracę, chłopaka i jeszcze pisanie. Dodatkowo rozchorowałam się, a ciężko coś zrobić jak próbujesz jak najszybciej się wyleczyć, więc sami rozumiecie. Nie będę się tłumaczyć przy każdym poście, więc stwierdziłam, że ustalimy datę publikacji. Wszelkie informację dotyczące tego ile już napisałam i w jakim terminie powinien się pojawić posty, znajdziecie po prawej stronie w Proroku Codziennym.
Rozdział ogólnie nie jest zbyt długi, ale z pewnością więcej zajął niż poprzedni. Nie mam pojęcia jak będzie z ich wielkością, ale myślę, że to co teraz jest, to taka najbardziej optymalna. Jeśli coś będzie potrzebowało większego rozwinięcia to podzielę na części. Powiedźcie czy tak jest wam odpowiada!
Chciałam jeszcze napisać, że powstała nowa zakładka, czyli Dormitorium, w którym jest kilka słów o mnie i jak to wszystko się zaczęło, że piszę. Mam świadomość tego, że za dużo osób nie będzie tym zainteresowanych, ale może ktoś się skusi i sam napisze mi czy miał podobnie jak ja.
Do podstawowych informacji dołączają jeszcze te co w ostatnim poście umieściłam:
Pokój Życzeń, może masz jakiś pomysł na opowiadanie jakie powinnam stworzyć następne? Zaproponuj, a może i się skuszę.
Księgi Zakazane, zbiór opowiadań, które tworzę lub będę tworzyć niebawem. Prócz spisu treści, są także bohaterowie oraz opis danej historii.

Mam jeszcze do was jedno pytanie. Planuje dodawać Miniaturki między rozdziałami lub na jakieś okazję. Będą o różnej tematyce, ale nie wiem czy w ogóle wam się podoba ten pomysł. Co sądzicie? Chcielibyście coś takiego przeczytać?
Czekam na waszą opinię!

Zapraszam do czytania.
#Nath

***

          Wzrok wrzynający się w zegarek, który wybijał godzinę szóstą. Mimo pragnienia by odespać dzisiaj wszystko co przez ten cały czas się wydarzyło, nie mogłam. Mój organizm w pewien sposób domagał się odpoczynku, ale rozum wymusił by podnieść się z wygodnego posłania. Dlaczego ja muszę leżeć, rozmyślać i szukać jakiś rozwiązań na rozprzestrzeniającą się depresję, kiedy moje dwie współlokatorki jeszcze smacznie śpią. Moje beztroskie życie skończyło się jakiś czas temu. Nie przysługują mi już przywileje najmłodszej w rodzinie, która nie musi wiedzieć wielu rzeczy i przejmować się nimi. Chciałam być silna i pokazać, że chociaż mam dopiero siedemnaście lat, poradzę sobie z tym wszystkim. Nie zdawałam sobie jednak sprawy z tego, jak bardzo ten okres wojenny mnie wyniszczył psychicznie. Moi przyjaciele od jakiegoś czasu żyli spokojnie, myśleli o przyszłości tak, jakby nigdy nic się nie stało. Racja, powinnam się cieszyć – Voldemort pokonany, wszystko zaczęło nabierać lepszych barw, ale nie potrafię. Niestety, kolejny raz w tym samym miejscu. Kolejny raz budzisz się i przypominasz sobie ten przebiegający czas między palcami. Uświadamiasz sobie, że tak niewiele zostało by ulotnić się na skrzydłach przyszłości. Dorosłość nie jest prosta, lecz jak masz kogoś bliskiego to nie powinno być problemów. Niby wszystko takie pospolite i zwyczajne, bo każdy kiedyś umrze, ale co zrobić jeśli tego nie chcesz? Może i czas biegnie, ale ja stroję w miejscu. Nie potrafię się ruszyć, bo zwyczajnie nie pogodziłam się z przeszłością.
          Wczorajsza noc skończyła się dość szybko, no właściwie to dla mnie. Dziewczyny po przebraniu się w pidżamę i rozłożeniu swoich rzeczy z kufra, siedziały jeszcze długi czas rozmawiając o totalnych głupotach. Charlotte wydawała się tym wszystko bardzo podekscytowana, zmianą otoczenia, nowymi znajomościami. Hermiona wbrew pozorom, nie należy do osób wylewnych i na siłę szukających przyjaciół. Oczywiście, jest największą gadułą na świecie, ale by nazwała kogoś tak ogromnym słowem, to musi u niej na to bardzo dużo pracować. Budowanie zaufania jest bardzo ciężkim elementem, sama dobrze o tym wiem. Ja może i dodawałam do tej paplaniny swoje trzy grosze, ale tylko do czasu aż moje myśli skoczyły gdzieś w inną stronę. Potrzebowałam spokoju i snu by pogodzić się z nowym rokiem szkolnym.
          Rozmyślenia przerwał szelest przekręcającego się ciała. Namierzałam swoimi oczami przyczynę owych hałasów i dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że to Hermiona powoli stara się wygramolić z łóżka. Delikatnie uśmiechnęłam się na to, lecz nic nie powiedziałam. Śledziłam jej każdy ruch, aż w końcu zwróciła na mnie uwagę.
          - Czemu nie śpisz? – zapytała delikatnie zachrypniętym głosem, który ewidentnie wskazywał na to, że dziewczyna jeszcze się do końca nie obudziła.
          - Ciężka noc – skwitowałam tylko i podniosłam się do pozycji siedzącej – Jest po szóstej, gdzie ty się wybierasz?
          - Spotkanie prefektów, muszę być przed śniadaniem. – machnęła ręką obojętnie i bez zbędnego tłumaczenia, poszła do łazienki.
          Nie zwracałam sobie głowy jej zachowaniem, bo właściwie po co mi to. Ma swoje sprawy i to dla niej bardzo ważne. Może nigdy nie ubiegała się o ten przywilej, ale dlaczego ma się nie cieszyć, że została wyróżniona na tle wielu uczniów Hogwartu. Nie pokazywała po sobie tak wylewnie tej radości, ale bez tego mogłam dostrzec determinację mojej przyjaciółki i ogromne zaangażowanie by nie zawieźć naszej nowej dyrektorki. Chciała się udzielać, zawsze była pierwsza do każdej dodatkowej rzeczy, nikt nie miał serca jej tego odbierać. Nawet jestem przekonana, że po wczorajszej wiadomości o „awansie” napisała do Rona bardzo długi i przepełniony ogromną ilością słów list, który mój szanowny brat będzie czytał przez dwa dni.
          Kasztanowowłosa po wyszykowaniu się i zabraniu najpotrzebniejszych rzeczy, machnęła do mnie tylko ręką na pożegnanie. Ja leżałam jak ta kłoda i zastanawiałam się co ze sobą zrobić. Jest za wcześnie, żeby wstawać, ale za mało czasu by coś zrobić. Postanowiłam, że nie zaszkodzi mi wziąć szybki prysznic i powoli zacząć się ubierać. Charlotte pewnie za moment wstanie, więc też będzie chciała to zrobić. Po tylu latach spędzonych z moją cudowną gromadką braci już się nauczyłam, że wcześniejsze wstawanie to lek na brak kłótni. Zazwyczaj kiedy oni zwlekali się dopiero z łóżka, ja już byłam w pełni gotowa do śniadania.
          Zabrałam wszystkie rzeczy, które były mi potrzebne i ruszyłam do niewielkiego pomieszczenia. Jak najszybciej uporałam się z podstawowymi czynnościami. Zanim jednak wyszłam z łazienki czysta i gotowa na starcie z dzisiejszym dniem, usłyszałam trzaskanie drzwiczkami do szafy. Zdziwiło mnie to trochę, ale starałam się nie przejmować. Weszłam do pokoju i stanęłam na progu.
          - Oh cześć. – niebieskooka spojrzała w moją stronę maniakalnie szukając czegoś po szafkach. Teraz już wiedziałam skąd dobiegał ten hałas. – Gdzie się podziała Hermiona? – zapytała przerywając dotychczasowe czynności. Podparła swoje ręce na biodrach i stała tak, jakby wyczekiwała zwięzłej odpowiedzi.
          - Spotkanie prefektów – skwitowałam krótko i usiadłam na łóżku. Wyjęłam swoją szatę z kufra, bo jak to ja, jeszcze nie zdążyłam się zorganizować i przenieść wszystkiego do szafek.
          - No tak, coś wspominała o tym wczoraj – powiedziała trochę jak od niechcenia, ale dało się dostrzec delikatne podenerwowanie w jej głosie.
          Zainteresowało mnie to, więc zaczęłam jej się przyglądać uważnie. Wyglądała jak małe zwierzątko, któremu schowano ulubioną zabawkę, a ono jej szukało jakby od tego zależało życie. Poważnie, zaczęłam w pewnym momencie wywalać połowę rzeczy na sam środek pokoju, co już mnie delikatnie przeraziło. Gdyby to zobaczyła panna Granger to by zaczęła się wojna, bo kto ma większe skłonności pedantycznie od niej…
          - Czy coś… - nawet nie zdążyłam dokończyć, bo blondynka wybuchła.
          - Zgubiłam! – wrzasnęła jak opętana – No nie ma go Ginny, co ja teraz zrobię? – lamentowała jak potłuczona i dalej przedzierała się przez zaspę ubrań i różnych rzeczy.
          - Spokojnie – uniosłam ręce do góry – Czego ty szukasz? – starałam się jakoś załagodzić tą sytuację, ale współlokatorka nie dawała za wygraną. Dalej tworzyła bałagan wokół swojego łóżka i mamrotała pod nosem przekleństwa.
          - Usiądź. – powiedziałam dość spokojnie, lecz ona w ogóle nie zwróciła na mnie uwagi. W końcu puściły mi nerwy i wstałam przekręcając teatralnie oczami. – Usiądź mówię! – wrzasnęłam na nią, a ta wystraszona opadła na skraj łóżka. Patrzyła na mnie tymi swoimi ogromnymi, niebieskimi oczami z rozżaleniem. Delikatnie mnie przerażała, ale musiałam wytrzymać, bo jak tu ją inaczej uspokoić? Ja byłam przekonana, że jestem panikarą, ale ta tutaj to przechodzi ludzkie pojęcie.
          - Co zgubiłaś? – zapytałam już spokojniej niż wcześniej.
          Charlotte tłumaczyła coś bardzo szybko i na tyle cicho, że totalnie nie wiedziałam jak poskładać wszystkie słowa. Normalnie jakby wsadzić ją do pomieszczenia z ładunkiem wybuchowym i kazać mówić jakieś dziwne zaklęcia, które rzekomo dadzą jej wolność.
          - Powoli! – zażądałam głośniej. Dziewczyna wbiła wzrok w swoje kolana i słychać było, że brała głęboki wdech, który miał ją uspokoić.
          - Mój dziennik. – w końcu powiedziała tak, że zrozumiałam. – Był tu wczoraj, a teraz nie mogę go nigdzie znaleźć.
          - Dobra, już wiem przynajmniej czego szukamy – odetchnęłam delikatnie i złapałam się ręką za głowę. Obróciłam się w drugą stronę i zaczęłam spokojnie spacerować po pokoju. – Jak on wygląda?
          - Niebieski z narysowaną sową na okładce. – rzuciła hasłem, bo chyba więcej nie mogła z siebie wykrzesać.
          Podrapałam się po głowie i opadłam na łóżko obok niej. Obserwowałam każdy skrawek pomieszczenia i zorientowałam się, że w takim syfie nigdy niczego nie znajdziemy. Wyciągnęłam rękę po różdżkę i gdy tylko trafiła do mnie, machnęłam nią tak by wszystko znalazło się na swoim miejscu.
          - Tak będzie lepiej coś znaleźć. – wyjaśniłam, bo już widziałam przerażoną minę mojej towarzyszki. – Gdzie go ostatnio widziałaś?
          - Kładłam go na szafce nocnej, potem stwierdziłam, że to nie jest najlepszy pomysł by tak sobie leżał. – gestykulowała przy tym pokazując pojedyncze rzeczy – No i chciałam schować go do szuflady, ale nie pamiętam gdzie go położyłam w końcu. Byłam zmęczona, ja tak mam… Zawsze coś źle zrobię, położę gdzie popadnie, a potem szukam… – tłumaczyła zrozpaczona.
          Dało się zauważyć, że to dla niej coś ważnego, a ja nie mam serca by zostawić ją z tym całkiem samą. Wstałam i zaczęłam przeczesywać drobne zakątki nieopodal jej miejsca spania. Miała rację, w szafkach go nie było. Na szafce nocnej i w środku też. Stanęłam przed nią i zastanowiłam się przez chwilę. "Gdybym ja chciała coś schować, co byłoby dla mnie ważne, to gdzie bym to wsadziła?" Do głowy przyszedł mi jeden banalny pomysł, ale nie wydawał mi się prawdziwy, bo blondynka by wyczuła ciężar. Podeszłam do jej łóżka i podniosłam poduszkę, ale nie zaskoczyła mnie pustka pod nią. Podrapałam się po głowie i przeszłam kawałek w drugą stronę. Oddaliłam się na tyle by mieć widok na cały pokój. Nagle coś niewielkiego przykuło mój wzrok. Rozszerzyły mi się źrenice i założyłam ręce na piersi.
          - Sprawdzałaś pod łóżkiem? – zapytałam unosząc brwi. Dziewczynie nagle zabłyszczały oczy i szybko rzuciła się by sprawdzić moje podejrzenia. Po chwili wyciągnęła niewielki zeszyt i pomachała nim radośnie.
          - No widzisz, trzeba było tylko… - nie zdołałam dociągnąć zdania, bo za chwilę poczułam jak ponad pięćdziesiąt kilo żywej wagi rzuca się na mnie. Charlotte otuliła mnie swoimi zgrabnymi rączkami, a ja stałam jak ten kołek i nie wiedziałam co mam zrobić. Dopiero po chwili poczułam ulgę, która zwiastowała, że blondynka uspokoiła swoje emocje i przy okazji ciężar z moich barków.
          - Dziękuje ci, sama bym nie dała rady. Za bardzo panikuje. – powiedziała już trochę spokojniej, ale widać było, że sama była zaskoczona tym wybuchem miłości w stosunku do mnie.
          - Nie ma problemu, tylko teraz go pilnuj! – upomniałam stanowczo, a dziewczyna tylko kiwnęła głową na znak, że zrozumiała.
          Po chwili całe ciśnienie związane z poszukiwaniami ustąpiło. Ubrałyśmy się do końca i ruszyłyśmy przez Pokój Wspólny, aż do Wielkiej Sali by udać się na śniadanie.

***

          Śniadanie przebiegało dość sprawnie, z resztą jak zawsze. Ogromny wybór jedzenia, nie wiesz co masz dotknąć, nie wiesz co wziąć, nie wiesz jak bardzo jesteś głodny i ile tych smakowitości zmieści ci się o tej porze. Klasyk. Muszę przyznać, że ja jakoś nie miałam dzisiejszego dnia apetytu. Zwinęłam zaledwie jednego tosta, niewielką łyżeczkę jajecznicy i szklankę soku dyniowego. Może w pewnym momencie już nudzi ci się tak pokaźny wybór jaki przed sobą masz i łapiesz za byle co. Nie wiem, ale ja zdecydowanie nie zastanawiałam się nad tym zbyt długo.
          Charlotte była wyjątkowo cicha. No trochę paplała o tym jak podoba jej się zastawa na stole, wystrój, cudowny sufit w Wielkiej Sali, na którym jest słońce za chmurami, co daje przepiękny efekt gdy na dworze leje deszcz i wygląda to tak magicznie, ale tak to skupiona wcinała swoją owsiankę. Słuchałam jej, bo tak wypada, ale co mam poradzić, że siedzę w tym miejscu już siódmy rok i zdecydowanie nie rusza mnie ten obrazek jak kogoś zupełnie nowego. W pewnym sensie odczekiwałam Hermiony, by ta dała możliwość gadania pannie Smith, u której widziałam nieraz potrzebę powiedzenia czegoś jakże ciekawego, ale na moje szczęście szybko gryzła się w język. To nie tak, że jej nie lubię, ale to chyba nie moje klimaty. Mogę słuchać, ale gadułą nigdy nie zostanę. Moją całą energię do tego typu rzeczy straciłam już dawno temu. Trzeba to zaakceptować albo trzymać się ode mnie z daleka.
          W pewnym momencie zerknęłam na wejście do Sali i stanęło w nim moje wybawienie. Panna Granger podążała w naszą stronę z dość kwaśną miną. To mnie delikatnie zdziwiło, ale co poradzić, że radość z wysłuchania moich modłów była tak wielka.
          - Cześć Miona, jak tam na spotkaniu? – od razu rzuciłam na powitanie, ale chyba wyczuła w moim głosie dziwną ulgę, bo zrobiła jeszcze bardziej kwaśną minę. Chyba nie miała ochoty zawracać sobie tym głowy, więc od razu przeszła do rzeczy.
          - Niby dobrze… - zaczęła dość tajemniczo – Ale nie pasuje mi coś w tym wszystkim. – spojrzała przed siebie w delikatnym zamyśleniu i nagle jakby rozjaśniały jej te brązowe oczęta – Jest owsianka! Chyba nigdy nie byłam taka głodna!
          Ożywiła się i zaczęła sobie nakładać. Razem z Charlotte spojrzałyśmy na siebie i jestem w pełni przekonana, że w głowie kołatało jej się tyle samo zaskakujących myśli co mi. Przyznaję, znam kasztanowowłosą, ale nie za bardzo rozumiem jej tok rozumowania. Od momentu kiedy zobaczyła owsiankę, zupełnie nie zwróciła uwagi na to, że wciąż wyczekujemy na jej wyjaśnienia. Zdecydowanie musiała być głodna, bo takiej pauzy dawno nie było.
          - A powiesz konkretnie co się stało? – zapytała nieśmiało blondynka
          - A tak! – wyprostowała się i z buzią napakowaną jedzeniem, że o mało co połowy nie wypluła, zaczęła nam tłumaczyć – Nie zastanawiałyście się dlaczego Blaise jest prefektem? No dobra, Charlotte to rozumiem, że może nie wiedzieć o co mi chodzi, ale ty Ginny? – zerknęła na mnie ukradkiem, lecz widocznie oczekiwała jakieś reakcji.
          Zamyśliłam się na chwilę i przeanalizowałam sytuację. Moja przyjaciółka miała rację. Kompletnie do głowy mi nie przyszło, że to jest podejrzane. Jaki powód lub cel miała w tym McGonagall umieszczając jednego z byłych czy tam niedoszłych śmierciożerców na opiekuna uczniów. Dlaczego ktoś taki ma pozwolenie dawać szlabany i posiadać większe przywileje od tych, którzy walczyli na wojnie. Nie wiem dlaczego nie zwróciłam na to uwagi, ale chyba ostatnio wiele rzeczy mało mnie interesuje. Chyba staram się skupić na tym by robić swoje i mieć wszystko gdzieś, bo chyba ślepy by to zdołał zauważyć. Szczerze mówiąc kiepskie wytłumaczenie, ale jak inaczej mam wyjaśnić moją nieuwagę.
          - Nie pomyślałam… - szepnęłam, lecz przyjaciółka bezsprzecznie usłyszała mój komentarz, ale nie dałam jej dojść do słowa – A ty? Mówisz, ze ja nie zauważyłam w tym nic dziwnego, ale wczoraj przyznanie Zabiniemu tego miejsca nie było dla ciebie jakimś zaskoczeniem. Co się tak nagle zmieniło? – oznajmiłam pretensjonalnie, dokładnie tak samo jak to ja zazwyczaj robię.
          - Oh, byłam zmęczona i nie wiedziałam co się dzieje. – próbowała się bronić, lecz ja tylko pokiwałam głową z politowaniem i skupiłam swój wzrok na w połowie zjedzonym toście, który bardzo chciał bym dalej po niego sięgnęła, ale ja już nie miałam na to ochoty. Wcześniej myślałam, że mój apetyt jest gorszy, ale tym razem spadł do zera. Przeraziła mnie moja ignorancja.
          - Z resztą, to teraz nie jest istotne. – machnęła ręką jakby coś odgarniała sprzed swojego nosa. – Trzeba się zastanowić jak do tego doszło, a najlepiej wszystkiego się dowiedzieć. – powiedziała hardo, niczym zbuntowana nastolatka, której mama nie chce dać pozwolenia na imprezę, a ona twierdzi, że i tak znajdzie takie argumenty by nie mogła jej odmówić.
          - Dobrze panno ja-rozwiążę-wszystkie-zagadki, powiedz mi w takim razie jak chcesz to zrobić? – oparłam rękę na swojej brodzie i z udawanym zaciekawieniem patrzyłam na swoją przyjaciółkę.
          - Jeszcze nie wiem, ale jedno jest plusem. – uśmiechnęła się tajemniczo
          - Co? – wtrąciła panna Smith z entuzjazmem, który chyba dodał Hermionie odrobinę pewności siebie.
          - To ja jestem tym drugim prefektem, może zdołam jakoś się dogadać z szanownym Blaisem i sam mi o wszystkim opowie. – zatarła rączki i spojrzała prosto na mnie. Gdyby nie to, że na mojej twarzy pojawiło się rozbawienie, to pewnie Gryfonka napawałaby swoje ego jeszcze o kilka punktów, ale niestety. Ja sobie takiego obrotu spraw nie wyobrażałam.
          - Co cię tak rozbawiło? – zwróciła się do mnie z lekkim poirytowaniem.
          - Zdradź mi proszę moja droga, który Ślizgon będzie się zwierzał dziewczynie z domu lwa? – rozejrzałam się ostentacyjnie po sali szukając chętnych i tym sposobem rozjuszyłam delikatnie pannę doskonałą – Nie widzę uniesionych rąk, więc chyba oznacza to, że nikt. – westchnęłam głęboko i uniosłam oczy ku górze, bo już widziałam nadchodzącego focha – Hermiona, słuchaj. Nie chce cię denerwować, ale Zabini przyjaźni się z Malfoyem. Czy ty uważasz, że kolegowanie się z wrogiem ma jakąkolwiek rację bytu? Sama chyba nie wierzysz w swoje słowa.
          - Mam podstawy by podejrzewać sukces – wysyczała z oczami ściśniętymi w wąskie szparki.
          - Jakie? – skierowałam do niej rękę wyczekująco, bo jakoś nie chciało mi się do końca wierzyć, że cokolwiek mogłoby podważyć moją uwagę.
          - A takie, że Blaise w widoczny sposób wyraża chęci przyjaźni. Próbuje rozmawiać i jakoś się zakolegować. Nie mówię tu tylko o sobie, ale także o innych prefektach. Może nie jest taki zły na jakiego wygląda. – wyjaśniła wszystko nie patrząc w moją stronę.
          Prychnęłam tylko i odwróciłam się w stronę stołu Ślizgonów gdzie można było dostrzec dwóch, wyżej wspomnianych przyjaciół, którzy rozmawiali o czymś bardzo zaciekle.
          - Jak to mówią, nadzieja matką głupich. – skwitowałam i zabrałam swoje rzeczy by udać się na pierwsze zajęcia, które mnie czekają.
          Gdy tylko opuściłam Wielką Salę, zrobiło mi się głupio. Nie powinnam być tak wredna w stosunku do Hermiony. Może i mam inne zdanie co do tej jakże cennej znajomości, ale nie mogę być wiecznie poirytowana. Ona za każdym razem jak czegoś potrzebuje, to mnie wspiera. Nie twierdzę, że wszystko rozumie, ale wyciąga pomocną dłoń, co bardzo doceniam. Zasługuje także na to by dostać odrobinę pokory ode mnie. W dodatku nie chodziło jej o to by zaprzyjaźniać się z Zabinim, tylko odkryć prawdę. Chłopak może przejawia minimalne skłonności do zmiany swojego dotychczasowego postępowania, ale nie mogę znieść faktu, że on także przyczynił się do ataku na Hogwart. Nie twierdzę, że kogoś zabił, bo tego nie jestem w stanie sprawdzić. Wystarczy, że wspierał tę cholerną sektę Voldemorta i nic nie zrobił by jakoś temu zapobiec. Po tym wszystkim co się wydarzyło, nie byłabym w stanie wybaczyć jakiemukolwiek Ślizgonowi takiego zachowania.
          Na eliksiry dotarłam dość szybko. Usiadłam gdzieś w oddalonej ławce by Slughorn przypadkiem nie zainteresował się moją osobą. Może i nie był to jeden z moich ulubionych przedmiotów, ale uważać musiałam. Dopiero po kilku minutach uczniowie zaczęli się zbierać do pomieszczenia i na moje szczęście, dzisiaj mieliśmy zajęcia z Krukonami. Szybko namierzyłam wzrokiem Lunę i przygarnęłam ją do swojej ławki. Dziewczyna ze swoimi rozwianymi, białymi włosami, uśmiechnęła się do mnie i usiadła obok. Nie miałam ochoty na kolejne starcie z panną Granger, bo mogłoby się to skończyć źle. Każda z nas musi ochłonąć. No dobra, może tylko ja, ale to nie jest w tym momencie istotne, bo do sali wszedł profesor i zaczął swój początkowy monolog.
          Zajęcia dłużyły się nieubłaganie. Miałam ochotę krzyczeć, skakać i wić się jak wąż. Dostawałam normalnie jakiegoś udaru z tej nudy. Na eliksirach dobieraliśmy się w pary (ja z Luną) i sporządzaliśmy wybrane wywary. Oczywiście to nie my decydowaliśmy co to będzie tylko magiczna czara, która losowała to co na nasz poziom idealnie się nadaje. Na całe szczęście moja towarzyszka jest w tych sprawach dużo lepsza ode mnie i ja mogłam jedynie skupić się na wyznaczonych poleceniach typu „pokrój, wsyp, podgrzej”. Jak dla mnie idealne. Zielarstwo już nie było tak cudowne, bo każdy z nas musiał robić wszystko indywidualnie. Większość zajęć przebiegła na teorii, ale po tym musieliśmy ubrać się w „kaftany bezpieczeństwa”, które jakoś dziwnie przypominały te ze Św. Munga. Zajęliśmy się czyrakobulwami, które swoim wyglądem przypominały trochę czarnego ślimaki. Jednak wielkością totalnie do niego nie pasuje, ale obrzydliwe są. Trzeba było na nią bardzo uważać i zabezpieczać się (stąd te kaftany), bo ropa w nich zawarta w kontakcie ze skórą może powodować bąble. Szczerze nie polecam bawić się czymś takim, ale skoro kazali to co poradzę.
          Po tych jakże interesujących doświadczeniach, na spokojnie można było się udać na obiad. Wciąż nie odczuwałam głębokiej chęci posiłku, ale wolałam zjeść nawet najmniejszą rzeczy by nie zacząć mdleć. W ostatnim okresie nie było takiego przypadku, ale po wojnie bywało różnie. Usiadłam obok Charlotte, która już zajmowała miejsce obok mojej przyjaciółki, która wyraźnie nie była zbyt chętna do konwersacji ze mną. Nie powiem, trochę mi ulżyło, bo wolałam z nią wszystko wyjaśnić dopiero wieczorem. Zabrałam się za roladki ze szpinakiem i suszonym pomidorem, które wyjątkowo zachęcały swoim zapachem. Nalałam sobie soku dyniowego i w ciszy próbowałam skonsumować cały posiłek. Nie trwało to dość długo, bo chyba jako pierwsza opuściłam Wielką Salę i zaczęłam kierować się w stronę wieży, ale usłyszałam za sobą głos.
          - Gdzie się tak spieszysz? – odwróciłam się by zobaczyć kto to taki zakłóca mój dotychczasowy spokój. Z jednej strony byłam zdziwiona, ale właściwie po ostatniej rozmowie już nie aż tak bardzo. Logan we własnej osobie. Stał nonszalancko oparty o barierkę schodów i przyglądał mi się z cwaniackim uśmieszkiem. Na ten widok aż ręka zwinęła mi się w pięść.
          - A co cię to obchodzi? – już miałam iść dalej i olać tego młotka, ale no nie mógł odpuścić.
          - Nie musisz być taka oschła, jeszcze nic ci nie zrobiłem – powiedział jak niewiniątko i przybliżył się nieco w moją stronę.
          - Jaka ze mnie szczęściara. Jesteś dla mnie taki łaskawy. – odparłam z udawaną ulgą w głowie, lecz za moment zagościł na mojej twarzy chytry uśmieszek – Szkoda, że ja nie jestem taka dobroduszna jak ty. – skrzyżowałam ręce na piersi i zbliżyłam się do niego.
          - Nie wyglądasz na groźną, lecz na smutną. Dlaczego tak bardzo bronisz się tymi złośliwymi docinkami? – zapytał od niechcenia. Jakby ten fakt był tak oczywisty, a tylko moja mózgownica tego nie dostrzegała.
          - Odwal się w końcu ode mnie co? Zdążyłeś tu tylko przyjść i zarzucać swoimi cennymi mądrościami jakby kogokolwiek to obchodziło. Nie masz swoich problemów, że interesuje cię moje życie. – wysyczałam wszystko coraz bardziej podchodząc do niego. Miałam ochotę wykrzyczeć mu najgorsze przekleństwa, bo prawda jakakolwiek by nie była, nie jest jego zasranym interesem.
          - To są zaledwie suche fakty, które można dostrzec na pierwszy rzut oka. – chłopak wydawała się całkowicie rozluźniony i niewzruszony moim wybuchem, co mnie jeszcze bardziej rozwścieczyło.
          - Posłuchaj, nie interesuje mnie co widzisz, czego nie. Zajmij się sobą, bo tego gorzko pożałujesz. Zrozumie… - nie zdążyłam dokończyć, bo za sobą usłyszałam dość twardy głos.
          - Czy ten chłopak ci się naprzykrza? – zapytał bardzo wyraźnie i z wyczekiwaniem. Ja zerknęłam za plecy by zobaczyć kto jest moim „bohaterem”, ale tego widoku się nie spodziewałam. U szczytu schodów stał nie kto inny jak Blaise Zabini. Mój szok był niewyobrażalny i chyba z minutę stałam tak z otwartą buzią gapiąc się na niego. Czarnoskóry chłopak zszedł do nas i staną nieopodal mnie, co wywołało jeszcze większe pytania w mojej głowie, ale nie byłam w stanie się odezwać.
          - Panno Weasley, czy chcesz rozmawiać z tym chłopakiem? – ponownie zerknął na mnie wyczekująco. Ja dopiero po chwili ocuciłam się z tego wszystkiego i rzucałam zdziwione spojrzenia to na Logana, to na Zabiniego. Nie mogłam zrozumieć tej sytuacji, ale w głowie zaświtał mi jeden pomysł, który bardzo dobrze się sprawdzi. Uspokoiłam się, wyprostowałam plecy i skupiłam się na blondynie przed sobą.
          - Tak panie prefekcie, ten chłopak mnie zaczepia. – oznajmiłam przekręcając głowę delikatnie w lewą stronę jak niewiniątko. Clarke uśmiechnął się tylko w moją strone i uniósł ręce w geście kapitulacji. Bez zbędnych słów, odszedł i zostawił mnie razem z Blaisem.
          Brunet wyglądał jakby był z siebie zadowolony, ale zrzedła mu mina jak napotkał mój poirytowany wyraz twarzy.
          - Po co się wtrącasz? Racja, nie miałam ochoty z nim gadać, ale twojego udziału nie potrzebowałam. – zgromiłam go i pokręciłam głową z politowaniem. Nie czekając na odpowiedź, ruszyłam w górę po schodach.
          - Wystarczyło podziękować. – usłyszałam za sobą, ale nie zwróciłam na to uwagi tylko ruszyłam dalej. Jakbym jeszcze miała za co. Nie potrzebowałam interwencji, bo sama sobie doskonale ze wszystkim radzę. Mam siedemnaście lat, a nie jedenaście by jakikolwiek chłoptaś stawał w mojej obronie. Za co oni mnie mają.
          - Kretyni – szepnęłam do siebie wściekła i skierowałam się w końcu do poprzednio zamierzonego celu.
          Astronomia jest chyba jednym z przedmiotów, na których dosłownie śpię. Nie interesuje mnie badanie ciał niebieskich oraz jakiekolwiek zjawiska poza naszą planetą. W większości polega to na teorii lub obserwowaniu nieba. Jeszcze kilka lat temu było to dla mnie bardzo fascynujące, ale chyba starałam się zbyt przyziemna. Chodź bym bardzo chciała skupić się na tym co mówi pani profesor, to jednak nie umiem.
          Od razu po wyjściu z sali udałam się do biblioteki. Może to nie jest moje ulubione miejsce, ale postanowiłam uporać się już zawczasu z pracą domową. Nie miałam ochoty na kolację, którą i tak bym musiała samotnie zjeść. Potrzebowałam trochę czasu by ochłonąć od Hermiony, która pewnie wyczekuje tylko na to by zgromić mnie tymi swoimi brązowymi oczami. Ślizgonów, którzy wciąż zachowują w nadzwyczaj dziwny sposób, a o Zabinim nawet nie mam ochoty wspominać. Na sam koniec zostawiam Logana, którego wykastruje w momencie kiedy go spotkam następnym razem. Dopiero się zaczęła ta szkoła, a ja już dostaje szału. Wystarczyły trzy osoby by wyprowadzić mnie z równowagi. Czy ja nie wspomniałam o tym, że nie chciałam wracać do szkoły. No to teraz macie za swoje! Jedno, niestety z wielkim bólem serca, muszę przyznać Clarkowi. Moje nerwy nie są bezpodstawne, choć to nie zmienia faktu, że nie powinien się wtrącać w nie swoje sprawy. Staram się jak mogę panować nad emocjami, lecz gdy tylko jakaś najmniejsza sytuacja mnie poirytuje, wybucham. To wszystko działa na mnie jak płachta na byka. Twierdzę jednak, że to z czasem minie i dam sobie radę. Jestem silna i niezależna. Będzie dobrze! Podbudowywałam się w myślach, lecz sama nie wiedziałam czy wierzę temu głosikowi w głowie.
          W bibliotece było bardzo mało osób. Może jedynie dwie siedziały w kącie między regałami, ale nie miałam z tym problemu. Byle by mi nikt nie przeszkadzał i będę zadowolona. Usiadłam sobie w dość odosobnionym miejscu, gdzie raczej niewiele ludzi przechodziło. Z torby wypakowałam podręczniki, czysty pergamin i pióro wraz z atramentem. Zmobilizowana, spokojna i gotowa do pracy, zaczęłam czytać zaznaczone fragmenty w książce od eliksirów. Nie wiem ile minęło, może minuta, może pół godziny, a ja wracałam do tej samej linijki chyba z dwudziesty raz. Nie mogłam się skupić na niczym. Każdy szelest, przesunięcie krzesła, odłożenie książki, dosłownie wszystko mi przeszkadzało. Spojrzałam przed siebie i odetchnęłam głośno. Czy to nie może być prostsze? Ile razy siadałam dokładnie w tym samym miejscu i myśli same prowadziły do odpowiednich odpowiedzi. Napisanie eseju nie sprawiało najmniejszych problemów. Dlaczego to wszystko musi być skomplikowane? Gdyby Harry tutaj był, to z pewnością by mi pomógł. No właśnie, Harry!
          W mojej głowie zrodził się cudowny pomysł napisania do mojego lubego. Wiem, że minął zaledwie dzień od kiedy się widzieliśmy, ale co innego mogłabym zrobić. Potrzebowałam opinii kogoś kto mnie zna i rozumie jak się czuje. W tym wypadku on był najbardziej odpowiednią osobą. Przesunęłam więc do siebie pergamin i bez zastanowienia zaczęłam pisać.
Drogi H
Kochany Harry,
Wiem, że dopiero się widzieliśmy, ale tęsknie za Tobą. Nawet nie wiesz jak jest źle. Pierwszy dzień był całkiem zwyczajny, ale nastały duże zmiany. Zabini i Hermiona zostali prefektami, ale to już pewnie wiesz, bo musiała wysłać do Rona bardzo obszerny list na ten temat. Przeniosły się do nas nowe osoby i mamy jedną z nich w dormitorium. Charlotte, która jest doprawdy przepiękna, mówię ci. Nawet ty byś to stwierdził gdybyś ją zobaczył. Jest jeszcze taki Logan. Ogólnie chciałam tylko byś wiedział, że jest ze mną dobrze. Nie jestem zachwycona tym, że musiałam przyjechać do Hogwartu, ale przetrwam to. Szkoda, że Cię tu nie ma, bo miałabym pełne wsparcie. Bardzo Cię potrzebuje. Mam nadzieję, że szybko minie ten czas i zobaczymy się na święta.
Opowiedz mi jeszcze jak tam praca w Ministerstwie? Nie dają ci za bardzo w kość?
Kocham Cię,
Ginny.
          Chciałam mu napisać wszystko szczerze, to co mi leży na sercu, ale nie potrafiłam. Nie potrzebuje by ktoś się o mnie zamartwiał. Możliwe, że jeszcze przyszłoby mu do głowy by napisać do Hermiony, a tego w ogóle bym nie przeżyła. Nikt nie będzie robił ze mnie ofiary losu, a na pewno nie ja sama.
          Zapieczętowałam list, zebrałam rzeczy i udałam się do Sowiarni by jak najszybciej go wysłać.