Mam świadomość tego, że troszkę zwlekałam z dodaniem tego drugiego rozdziału, ale to tylko ze względu na moje prywatne sprawy. Ciężko jest pogodzić szkołę, pracę, chłopaka i jeszcze pisanie. Dodatkowo rozchorowałam się, a ciężko coś zrobić jak próbujesz jak najszybciej się wyleczyć, więc sami rozumiecie. Nie będę się tłumaczyć przy każdym poście, więc stwierdziłam, że ustalimy datę publikacji. Wszelkie informację dotyczące tego ile już napisałam i w jakim terminie powinien się pojawić posty, znajdziecie po prawej stronie w Proroku Codziennym.
Rozdział ogólnie nie jest zbyt długi, ale z pewnością więcej zajął niż poprzedni. Nie mam pojęcia jak będzie z ich wielkością, ale myślę, że to co teraz jest, to taka najbardziej optymalna. Jeśli coś będzie potrzebowało większego rozwinięcia to podzielę na części. Powiedźcie czy tak jest wam odpowiada!
Chciałam jeszcze napisać, że powstała nowa zakładka, czyli Dormitorium, w którym jest kilka słów o mnie i jak to wszystko się zaczęło, że piszę. Mam świadomość tego, że za dużo osób nie będzie tym zainteresowanych, ale może ktoś się skusi i sam napisze mi czy miał podobnie jak ja.
Do podstawowych informacji dołączają jeszcze te co w ostatnim poście umieściłam:
Pokój Życzeń, może masz jakiś pomysł na opowiadanie jakie powinnam stworzyć następne? Zaproponuj, a może i się skuszę.
Księgi Zakazane, zbiór opowiadań, które tworzę lub będę tworzyć niebawem. Prócz spisu treści, są także bohaterowie oraz opis danej historii.
Mam jeszcze do was jedno pytanie. Planuje dodawać Miniaturki między rozdziałami lub na jakieś okazję. Będą o różnej tematyce, ale nie wiem czy w ogóle wam się podoba ten pomysł. Co sądzicie? Chcielibyście coś takiego przeczytać?
Czekam na waszą opinię!
Zapraszam do czytania.
#Nath
***
Wczorajsza noc skończyła się dość szybko, no właściwie to dla mnie. Dziewczyny po przebraniu się w pidżamę i rozłożeniu swoich rzeczy z kufra, siedziały jeszcze długi czas rozmawiając o totalnych głupotach. Charlotte wydawała się tym wszystko bardzo podekscytowana, zmianą otoczenia, nowymi znajomościami. Hermiona wbrew pozorom, nie należy do osób wylewnych i na siłę szukających przyjaciół. Oczywiście, jest największą gadułą na świecie, ale by nazwała kogoś tak ogromnym słowem, to musi u niej na to bardzo dużo pracować. Budowanie zaufania jest bardzo ciężkim elementem, sama dobrze o tym wiem. Ja może i dodawałam do tej paplaniny swoje trzy grosze, ale tylko do czasu aż moje myśli skoczyły gdzieś w inną stronę. Potrzebowałam spokoju i snu by pogodzić się z nowym rokiem szkolnym.
Rozmyślenia przerwał szelest przekręcającego się ciała. Namierzałam swoimi oczami przyczynę owych hałasów i dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że to Hermiona powoli stara się wygramolić z łóżka. Delikatnie uśmiechnęłam się na to, lecz nic nie powiedziałam. Śledziłam jej każdy ruch, aż w końcu zwróciła na mnie uwagę.
- Czemu nie śpisz? – zapytała delikatnie zachrypniętym głosem, który ewidentnie wskazywał na to, że dziewczyna jeszcze się do końca nie obudziła.
- Ciężka noc – skwitowałam tylko i podniosłam się do pozycji siedzącej – Jest po szóstej, gdzie ty się wybierasz?
- Spotkanie prefektów, muszę być przed śniadaniem. – machnęła ręką obojętnie i bez zbędnego tłumaczenia, poszła do łazienki.
Nie zwracałam sobie głowy jej zachowaniem, bo właściwie po co mi to. Ma swoje sprawy i to dla niej bardzo ważne. Może nigdy nie ubiegała się o ten przywilej, ale dlaczego ma się nie cieszyć, że została wyróżniona na tle wielu uczniów Hogwartu. Nie pokazywała po sobie tak wylewnie tej radości, ale bez tego mogłam dostrzec determinację mojej przyjaciółki i ogromne zaangażowanie by nie zawieźć naszej nowej dyrektorki. Chciała się udzielać, zawsze była pierwsza do każdej dodatkowej rzeczy, nikt nie miał serca jej tego odbierać. Nawet jestem przekonana, że po wczorajszej wiadomości o „awansie” napisała do Rona bardzo długi i przepełniony ogromną ilością słów list, który mój szanowny brat będzie czytał przez dwa dni.
Kasztanowowłosa po wyszykowaniu się i zabraniu najpotrzebniejszych rzeczy, machnęła do mnie tylko ręką na pożegnanie. Ja leżałam jak ta kłoda i zastanawiałam się co ze sobą zrobić. Jest za wcześnie, żeby wstawać, ale za mało czasu by coś zrobić. Postanowiłam, że nie zaszkodzi mi wziąć szybki prysznic i powoli zacząć się ubierać. Charlotte pewnie za moment wstanie, więc też będzie chciała to zrobić. Po tylu latach spędzonych z moją cudowną gromadką braci już się nauczyłam, że wcześniejsze wstawanie to lek na brak kłótni. Zazwyczaj kiedy oni zwlekali się dopiero z łóżka, ja już byłam w pełni gotowa do śniadania.
Zabrałam wszystkie rzeczy, które były mi potrzebne i ruszyłam do niewielkiego pomieszczenia. Jak najszybciej uporałam się z podstawowymi czynnościami. Zanim jednak wyszłam z łazienki czysta i gotowa na starcie z dzisiejszym dniem, usłyszałam trzaskanie drzwiczkami do szafy. Zdziwiło mnie to trochę, ale starałam się nie przejmować. Weszłam do pokoju i stanęłam na progu.
- Oh cześć. – niebieskooka spojrzała w moją stronę maniakalnie szukając czegoś po szafkach. Teraz już wiedziałam skąd dobiegał ten hałas. – Gdzie się podziała Hermiona? – zapytała przerywając dotychczasowe czynności. Podparła swoje ręce na biodrach i stała tak, jakby wyczekiwała zwięzłej odpowiedzi.
- Spotkanie prefektów – skwitowałam krótko i usiadłam na łóżku. Wyjęłam swoją szatę z kufra, bo jak to ja, jeszcze nie zdążyłam się zorganizować i przenieść wszystkiego do szafek.
- No tak, coś wspominała o tym wczoraj – powiedziała trochę jak od niechcenia, ale dało się dostrzec delikatne podenerwowanie w jej głosie.
Zainteresowało mnie to, więc zaczęłam jej się przyglądać uważnie. Wyglądała jak małe zwierzątko, któremu schowano ulubioną zabawkę, a ono jej szukało jakby od tego zależało życie. Poważnie, zaczęłam w pewnym momencie wywalać połowę rzeczy na sam środek pokoju, co już mnie delikatnie przeraziło. Gdyby to zobaczyła panna Granger to by zaczęła się wojna, bo kto ma większe skłonności pedantycznie od niej…
- Czy coś… - nawet nie zdążyłam dokończyć, bo blondynka wybuchła.
- Zgubiłam! – wrzasnęła jak opętana – No nie ma go Ginny, co ja teraz zrobię? – lamentowała jak potłuczona i dalej przedzierała się przez zaspę ubrań i różnych rzeczy.
- Spokojnie – uniosłam ręce do góry – Czego ty szukasz? – starałam się jakoś załagodzić tą sytuację, ale współlokatorka nie dawała za wygraną. Dalej tworzyła bałagan wokół swojego łóżka i mamrotała pod nosem przekleństwa.
- Usiądź. – powiedziałam dość spokojnie, lecz ona w ogóle nie zwróciła na mnie uwagi. W końcu puściły mi nerwy i wstałam przekręcając teatralnie oczami. – Usiądź mówię! – wrzasnęłam na nią, a ta wystraszona opadła na skraj łóżka. Patrzyła na mnie tymi swoimi ogromnymi, niebieskimi oczami z rozżaleniem. Delikatnie mnie przerażała, ale musiałam wytrzymać, bo jak tu ją inaczej uspokoić? Ja byłam przekonana, że jestem panikarą, ale ta tutaj to przechodzi ludzkie pojęcie.
- Co zgubiłaś? – zapytałam już spokojniej niż wcześniej.
Charlotte tłumaczyła coś bardzo szybko i na tyle cicho, że totalnie nie wiedziałam jak poskładać wszystkie słowa. Normalnie jakby wsadzić ją do pomieszczenia z ładunkiem wybuchowym i kazać mówić jakieś dziwne zaklęcia, które rzekomo dadzą jej wolność.
- Powoli! – zażądałam głośniej. Dziewczyna wbiła wzrok w swoje kolana i słychać było, że brała głęboki wdech, który miał ją uspokoić.
- Mój dziennik. – w końcu powiedziała tak, że zrozumiałam. – Był tu wczoraj, a teraz nie mogę go nigdzie znaleźć.
- Dobra, już wiem przynajmniej czego szukamy – odetchnęłam delikatnie i złapałam się ręką za głowę. Obróciłam się w drugą stronę i zaczęłam spokojnie spacerować po pokoju. – Jak on wygląda?
- Niebieski z narysowaną sową na okładce. – rzuciła hasłem, bo chyba więcej nie mogła z siebie wykrzesać.
Podrapałam się po głowie i opadłam na łóżko obok niej. Obserwowałam każdy skrawek pomieszczenia i zorientowałam się, że w takim syfie nigdy niczego nie znajdziemy. Wyciągnęłam rękę po różdżkę i gdy tylko trafiła do mnie, machnęłam nią tak by wszystko znalazło się na swoim miejscu.
- Tak będzie lepiej coś znaleźć. – wyjaśniłam, bo już widziałam przerażoną minę mojej towarzyszki. – Gdzie go ostatnio widziałaś?
- Kładłam go na szafce nocnej, potem stwierdziłam, że to nie jest najlepszy pomysł by tak sobie leżał. – gestykulowała przy tym pokazując pojedyncze rzeczy – No i chciałam schować go do szuflady, ale nie pamiętam gdzie go położyłam w końcu. Byłam zmęczona, ja tak mam… Zawsze coś źle zrobię, położę gdzie popadnie, a potem szukam… – tłumaczyła zrozpaczona.
Dało się zauważyć, że to dla niej coś ważnego, a ja nie mam serca by zostawić ją z tym całkiem samą. Wstałam i zaczęłam przeczesywać drobne zakątki nieopodal jej miejsca spania. Miała rację, w szafkach go nie było. Na szafce nocnej i w środku też. Stanęłam przed nią i zastanowiłam się przez chwilę. "Gdybym ja chciała coś schować, co byłoby dla mnie ważne, to gdzie bym to wsadziła?" Do głowy przyszedł mi jeden banalny pomysł, ale nie wydawał mi się prawdziwy, bo blondynka by wyczuła ciężar. Podeszłam do jej łóżka i podniosłam poduszkę, ale nie zaskoczyła mnie pustka pod nią. Podrapałam się po głowie i przeszłam kawałek w drugą stronę. Oddaliłam się na tyle by mieć widok na cały pokój. Nagle coś niewielkiego przykuło mój wzrok. Rozszerzyły mi się źrenice i założyłam ręce na piersi.
- Sprawdzałaś pod łóżkiem? – zapytałam unosząc brwi. Dziewczynie nagle zabłyszczały oczy i szybko rzuciła się by sprawdzić moje podejrzenia. Po chwili wyciągnęła niewielki zeszyt i pomachała nim radośnie.
- No widzisz, trzeba było tylko… - nie zdołałam dociągnąć zdania, bo za chwilę poczułam jak ponad pięćdziesiąt kilo żywej wagi rzuca się na mnie. Charlotte otuliła mnie swoimi zgrabnymi rączkami, a ja stałam jak ten kołek i nie wiedziałam co mam zrobić. Dopiero po chwili poczułam ulgę, która zwiastowała, że blondynka uspokoiła swoje emocje i przy okazji ciężar z moich barków.
- Dziękuje ci, sama bym nie dała rady. Za bardzo panikuje. – powiedziała już trochę spokojniej, ale widać było, że sama była zaskoczona tym wybuchem miłości w stosunku do mnie.
- Nie ma problemu, tylko teraz go pilnuj! – upomniałam stanowczo, a dziewczyna tylko kiwnęła głową na znak, że zrozumiała.
Po chwili całe ciśnienie związane z poszukiwaniami ustąpiło. Ubrałyśmy się do końca i ruszyłyśmy przez Pokój Wspólny, aż do Wielkiej Sali by udać się na śniadanie.
***
Śniadanie przebiegało dość sprawnie, z resztą jak zawsze. Ogromny wybór jedzenia, nie wiesz co masz dotknąć, nie wiesz co wziąć, nie wiesz jak bardzo jesteś głodny i ile tych smakowitości zmieści ci się o tej porze. Klasyk. Muszę przyznać, że ja jakoś nie miałam dzisiejszego dnia apetytu. Zwinęłam zaledwie jednego tosta, niewielką łyżeczkę jajecznicy i szklankę soku dyniowego. Może w pewnym momencie już nudzi ci się tak pokaźny wybór jaki przed sobą masz i łapiesz za byle co. Nie wiem, ale ja zdecydowanie nie zastanawiałam się nad tym zbyt długo.
Charlotte była wyjątkowo cicha. No trochę paplała o tym jak podoba jej się zastawa na stole, wystrój, cudowny sufit w Wielkiej Sali, na którym jest słońce za chmurami, co daje przepiękny efekt gdy na dworze leje deszcz i wygląda to tak magicznie, ale tak to skupiona wcinała swoją owsiankę. Słuchałam jej, bo tak wypada, ale co mam poradzić, że siedzę w tym miejscu już siódmy rok i zdecydowanie nie rusza mnie ten obrazek jak kogoś zupełnie nowego. W pewnym sensie odczekiwałam Hermiony, by ta dała możliwość gadania pannie Smith, u której widziałam nieraz potrzebę powiedzenia czegoś jakże ciekawego, ale na moje szczęście szybko gryzła się w język. To nie tak, że jej nie lubię, ale to chyba nie moje klimaty. Mogę słuchać, ale gadułą nigdy nie zostanę. Moją całą energię do tego typu rzeczy straciłam już dawno temu. Trzeba to zaakceptować albo trzymać się ode mnie z daleka.
W pewnym momencie zerknęłam na wejście do Sali i stanęło w nim moje wybawienie. Panna Granger podążała w naszą stronę z dość kwaśną miną. To mnie delikatnie zdziwiło, ale co poradzić, że radość z wysłuchania moich modłów była tak wielka.
- Cześć Miona, jak tam na spotkaniu? – od razu rzuciłam na powitanie, ale chyba wyczuła w moim głosie dziwną ulgę, bo zrobiła jeszcze bardziej kwaśną minę. Chyba nie miała ochoty zawracać sobie tym głowy, więc od razu przeszła do rzeczy.
- Niby dobrze… - zaczęła dość tajemniczo – Ale nie pasuje mi coś w tym wszystkim. – spojrzała przed siebie w delikatnym zamyśleniu i nagle jakby rozjaśniały jej te brązowe oczęta – Jest owsianka! Chyba nigdy nie byłam taka głodna!
Ożywiła się i zaczęła sobie nakładać. Razem z Charlotte spojrzałyśmy na siebie i jestem w pełni przekonana, że w głowie kołatało jej się tyle samo zaskakujących myśli co mi. Przyznaję, znam kasztanowowłosą, ale nie za bardzo rozumiem jej tok rozumowania. Od momentu kiedy zobaczyła owsiankę, zupełnie nie zwróciła uwagi na to, że wciąż wyczekujemy na jej wyjaśnienia. Zdecydowanie musiała być głodna, bo takiej pauzy dawno nie było.
- A powiesz konkretnie co się stało? – zapytała nieśmiało blondynka
- A tak! – wyprostowała się i z buzią napakowaną jedzeniem, że o mało co połowy nie wypluła, zaczęła nam tłumaczyć – Nie zastanawiałyście się dlaczego Blaise jest prefektem? No dobra, Charlotte to rozumiem, że może nie wiedzieć o co mi chodzi, ale ty Ginny? – zerknęła na mnie ukradkiem, lecz widocznie oczekiwała jakieś reakcji.
Zamyśliłam się na chwilę i przeanalizowałam sytuację. Moja przyjaciółka miała rację. Kompletnie do głowy mi nie przyszło, że to jest podejrzane. Jaki powód lub cel miała w tym McGonagall umieszczając jednego z byłych czy tam niedoszłych śmierciożerców na opiekuna uczniów. Dlaczego ktoś taki ma pozwolenie dawać szlabany i posiadać większe przywileje od tych, którzy walczyli na wojnie. Nie wiem dlaczego nie zwróciłam na to uwagi, ale chyba ostatnio wiele rzeczy mało mnie interesuje. Chyba staram się skupić na tym by robić swoje i mieć wszystko gdzieś, bo chyba ślepy by to zdołał zauważyć. Szczerze mówiąc kiepskie wytłumaczenie, ale jak inaczej mam wyjaśnić moją nieuwagę.
- Nie pomyślałam… - szepnęłam, lecz przyjaciółka bezsprzecznie usłyszała mój komentarz, ale nie dałam jej dojść do słowa – A ty? Mówisz, ze ja nie zauważyłam w tym nic dziwnego, ale wczoraj przyznanie Zabiniemu tego miejsca nie było dla ciebie jakimś zaskoczeniem. Co się tak nagle zmieniło? – oznajmiłam pretensjonalnie, dokładnie tak samo jak to ja zazwyczaj robię.
- Oh, byłam zmęczona i nie wiedziałam co się dzieje. – próbowała się bronić, lecz ja tylko pokiwałam głową z politowaniem i skupiłam swój wzrok na w połowie zjedzonym toście, który bardzo chciał bym dalej po niego sięgnęła, ale ja już nie miałam na to ochoty. Wcześniej myślałam, że mój apetyt jest gorszy, ale tym razem spadł do zera. Przeraziła mnie moja ignorancja.
- Z resztą, to teraz nie jest istotne. – machnęła ręką jakby coś odgarniała sprzed swojego nosa. – Trzeba się zastanowić jak do tego doszło, a najlepiej wszystkiego się dowiedzieć. – powiedziała hardo, niczym zbuntowana nastolatka, której mama nie chce dać pozwolenia na imprezę, a ona twierdzi, że i tak znajdzie takie argumenty by nie mogła jej odmówić.
- Dobrze panno ja-rozwiążę-wszystkie-zagadki, powiedz mi w takim razie jak chcesz to zrobić? – oparłam rękę na swojej brodzie i z udawanym zaciekawieniem patrzyłam na swoją przyjaciółkę.
- Jeszcze nie wiem, ale jedno jest plusem. – uśmiechnęła się tajemniczo
- Co? – wtrąciła panna Smith z entuzjazmem, który chyba dodał Hermionie odrobinę pewności siebie.
- To ja jestem tym drugim prefektem, może zdołam jakoś się dogadać z szanownym Blaisem i sam mi o wszystkim opowie. – zatarła rączki i spojrzała prosto na mnie. Gdyby nie to, że na mojej twarzy pojawiło się rozbawienie, to pewnie Gryfonka napawałaby swoje ego jeszcze o kilka punktów, ale niestety. Ja sobie takiego obrotu spraw nie wyobrażałam.
- Co cię tak rozbawiło? – zwróciła się do mnie z lekkim poirytowaniem.
- Zdradź mi proszę moja droga, który Ślizgon będzie się zwierzał dziewczynie z domu lwa? – rozejrzałam się ostentacyjnie po sali szukając chętnych i tym sposobem rozjuszyłam delikatnie pannę doskonałą – Nie widzę uniesionych rąk, więc chyba oznacza to, że nikt. – westchnęłam głęboko i uniosłam oczy ku górze, bo już widziałam nadchodzącego focha – Hermiona, słuchaj. Nie chce cię denerwować, ale Zabini przyjaźni się z Malfoyem. Czy ty uważasz, że kolegowanie się z wrogiem ma jakąkolwiek rację bytu? Sama chyba nie wierzysz w swoje słowa.
- Mam podstawy by podejrzewać sukces – wysyczała z oczami ściśniętymi w wąskie szparki.
- Jakie? – skierowałam do niej rękę wyczekująco, bo jakoś nie chciało mi się do końca wierzyć, że cokolwiek mogłoby podważyć moją uwagę.
- A takie, że Blaise w widoczny sposób wyraża chęci przyjaźni. Próbuje rozmawiać i jakoś się zakolegować. Nie mówię tu tylko o sobie, ale także o innych prefektach. Może nie jest taki zły na jakiego wygląda. – wyjaśniła wszystko nie patrząc w moją stronę.
Prychnęłam tylko i odwróciłam się w stronę stołu Ślizgonów gdzie można było dostrzec dwóch, wyżej wspomnianych przyjaciół, którzy rozmawiali o czymś bardzo zaciekle.
- Jak to mówią, nadzieja matką głupich. – skwitowałam i zabrałam swoje rzeczy by udać się na pierwsze zajęcia, które mnie czekają.
Gdy tylko opuściłam Wielką Salę, zrobiło mi się głupio. Nie powinnam być tak wredna w stosunku do Hermiony. Może i mam inne zdanie co do tej jakże cennej znajomości, ale nie mogę być wiecznie poirytowana. Ona za każdym razem jak czegoś potrzebuje, to mnie wspiera. Nie twierdzę, że wszystko rozumie, ale wyciąga pomocną dłoń, co bardzo doceniam. Zasługuje także na to by dostać odrobinę pokory ode mnie. W dodatku nie chodziło jej o to by zaprzyjaźniać się z Zabinim, tylko odkryć prawdę. Chłopak może przejawia minimalne skłonności do zmiany swojego dotychczasowego postępowania, ale nie mogę znieść faktu, że on także przyczynił się do ataku na Hogwart. Nie twierdzę, że kogoś zabił, bo tego nie jestem w stanie sprawdzić. Wystarczy, że wspierał tę cholerną sektę Voldemorta i nic nie zrobił by jakoś temu zapobiec. Po tym wszystkim co się wydarzyło, nie byłabym w stanie wybaczyć jakiemukolwiek Ślizgonowi takiego zachowania.
Na eliksiry dotarłam dość szybko. Usiadłam gdzieś w oddalonej ławce by Slughorn przypadkiem nie zainteresował się moją osobą. Może i nie był to jeden z moich ulubionych przedmiotów, ale uważać musiałam. Dopiero po kilku minutach uczniowie zaczęli się zbierać do pomieszczenia i na moje szczęście, dzisiaj mieliśmy zajęcia z Krukonami. Szybko namierzyłam wzrokiem Lunę i przygarnęłam ją do swojej ławki. Dziewczyna ze swoimi rozwianymi, białymi włosami, uśmiechnęła się do mnie i usiadła obok. Nie miałam ochoty na kolejne starcie z panną Granger, bo mogłoby się to skończyć źle. Każda z nas musi ochłonąć. No dobra, może tylko ja, ale to nie jest w tym momencie istotne, bo do sali wszedł profesor i zaczął swój początkowy monolog.
Zajęcia dłużyły się nieubłaganie. Miałam ochotę krzyczeć, skakać i wić się jak wąż. Dostawałam normalnie jakiegoś udaru z tej nudy. Na eliksirach dobieraliśmy się w pary (ja z Luną) i sporządzaliśmy wybrane wywary. Oczywiście to nie my decydowaliśmy co to będzie tylko magiczna czara, która losowała to co na nasz poziom idealnie się nadaje. Na całe szczęście moja towarzyszka jest w tych sprawach dużo lepsza ode mnie i ja mogłam jedynie skupić się na wyznaczonych poleceniach typu „pokrój, wsyp, podgrzej”. Jak dla mnie idealne. Zielarstwo już nie było tak cudowne, bo każdy z nas musiał robić wszystko indywidualnie. Większość zajęć przebiegła na teorii, ale po tym musieliśmy ubrać się w „kaftany bezpieczeństwa”, które jakoś dziwnie przypominały te ze Św. Munga. Zajęliśmy się czyrakobulwami, które swoim wyglądem przypominały trochę czarnego ślimaki. Jednak wielkością totalnie do niego nie pasuje, ale obrzydliwe są. Trzeba było na nią bardzo uważać i zabezpieczać się (stąd te kaftany), bo ropa w nich zawarta w kontakcie ze skórą może powodować bąble. Szczerze nie polecam bawić się czymś takim, ale skoro kazali to co poradzę.
Po tych jakże interesujących doświadczeniach, na spokojnie można było się udać na obiad. Wciąż nie odczuwałam głębokiej chęci posiłku, ale wolałam zjeść nawet najmniejszą rzeczy by nie zacząć mdleć. W ostatnim okresie nie było takiego przypadku, ale po wojnie bywało różnie. Usiadłam obok Charlotte, która już zajmowała miejsce obok mojej przyjaciółki, która wyraźnie nie była zbyt chętna do konwersacji ze mną. Nie powiem, trochę mi ulżyło, bo wolałam z nią wszystko wyjaśnić dopiero wieczorem. Zabrałam się za roladki ze szpinakiem i suszonym pomidorem, które wyjątkowo zachęcały swoim zapachem. Nalałam sobie soku dyniowego i w ciszy próbowałam skonsumować cały posiłek. Nie trwało to dość długo, bo chyba jako pierwsza opuściłam Wielką Salę i zaczęłam kierować się w stronę wieży, ale usłyszałam za sobą głos.
- Gdzie się tak spieszysz? – odwróciłam się by zobaczyć kto to taki zakłóca mój dotychczasowy spokój. Z jednej strony byłam zdziwiona, ale właściwie po ostatniej rozmowie już nie aż tak bardzo. Logan we własnej osobie. Stał nonszalancko oparty o barierkę schodów i przyglądał mi się z cwaniackim uśmieszkiem. Na ten widok aż ręka zwinęła mi się w pięść.
- A co cię to obchodzi? – już miałam iść dalej i olać tego młotka, ale no nie mógł odpuścić.
- Nie musisz być taka oschła, jeszcze nic ci nie zrobiłem – powiedział jak niewiniątko i przybliżył się nieco w moją stronę.
- Jaka ze mnie szczęściara. Jesteś dla mnie taki łaskawy. – odparłam z udawaną ulgą w głowie, lecz za moment zagościł na mojej twarzy chytry uśmieszek – Szkoda, że ja nie jestem taka dobroduszna jak ty. – skrzyżowałam ręce na piersi i zbliżyłam się do niego.
- Nie wyglądasz na groźną, lecz na smutną. Dlaczego tak bardzo bronisz się tymi złośliwymi docinkami? – zapytał od niechcenia. Jakby ten fakt był tak oczywisty, a tylko moja mózgownica tego nie dostrzegała.
- Odwal się w końcu ode mnie co? Zdążyłeś tu tylko przyjść i zarzucać swoimi cennymi mądrościami jakby kogokolwiek to obchodziło. Nie masz swoich problemów, że interesuje cię moje życie. – wysyczałam wszystko coraz bardziej podchodząc do niego. Miałam ochotę wykrzyczeć mu najgorsze przekleństwa, bo prawda jakakolwiek by nie była, nie jest jego zasranym interesem.
- To są zaledwie suche fakty, które można dostrzec na pierwszy rzut oka. – chłopak wydawała się całkowicie rozluźniony i niewzruszony moim wybuchem, co mnie jeszcze bardziej rozwścieczyło.
- Posłuchaj, nie interesuje mnie co widzisz, czego nie. Zajmij się sobą, bo tego gorzko pożałujesz. Zrozumie… - nie zdążyłam dokończyć, bo za sobą usłyszałam dość twardy głos.
- Czy ten chłopak ci się naprzykrza? – zapytał bardzo wyraźnie i z wyczekiwaniem. Ja zerknęłam za plecy by zobaczyć kto jest moim „bohaterem”, ale tego widoku się nie spodziewałam. U szczytu schodów stał nie kto inny jak Blaise Zabini. Mój szok był niewyobrażalny i chyba z minutę stałam tak z otwartą buzią gapiąc się na niego. Czarnoskóry chłopak zszedł do nas i staną nieopodal mnie, co wywołało jeszcze większe pytania w mojej głowie, ale nie byłam w stanie się odezwać.
- Panno Weasley, czy chcesz rozmawiać z tym chłopakiem? – ponownie zerknął na mnie wyczekująco. Ja dopiero po chwili ocuciłam się z tego wszystkiego i rzucałam zdziwione spojrzenia to na Logana, to na Zabiniego. Nie mogłam zrozumieć tej sytuacji, ale w głowie zaświtał mi jeden pomysł, który bardzo dobrze się sprawdzi. Uspokoiłam się, wyprostowałam plecy i skupiłam się na blondynie przed sobą.
- Tak panie prefekcie, ten chłopak mnie zaczepia. – oznajmiłam przekręcając głowę delikatnie w lewą stronę jak niewiniątko. Clarke uśmiechnął się tylko w moją strone i uniósł ręce w geście kapitulacji. Bez zbędnych słów, odszedł i zostawił mnie razem z Blaisem.
Brunet wyglądał jakby był z siebie zadowolony, ale zrzedła mu mina jak napotkał mój poirytowany wyraz twarzy.
- Po co się wtrącasz? Racja, nie miałam ochoty z nim gadać, ale twojego udziału nie potrzebowałam. – zgromiłam go i pokręciłam głową z politowaniem. Nie czekając na odpowiedź, ruszyłam w górę po schodach.
- Wystarczyło podziękować. – usłyszałam za sobą, ale nie zwróciłam na to uwagi tylko ruszyłam dalej. Jakbym jeszcze miała za co. Nie potrzebowałam interwencji, bo sama sobie doskonale ze wszystkim radzę. Mam siedemnaście lat, a nie jedenaście by jakikolwiek chłoptaś stawał w mojej obronie. Za co oni mnie mają.
- Kretyni – szepnęłam do siebie wściekła i skierowałam się w końcu do poprzednio zamierzonego celu.
Astronomia jest chyba jednym z przedmiotów, na których dosłownie śpię. Nie interesuje mnie badanie ciał niebieskich oraz jakiekolwiek zjawiska poza naszą planetą. W większości polega to na teorii lub obserwowaniu nieba. Jeszcze kilka lat temu było to dla mnie bardzo fascynujące, ale chyba starałam się zbyt przyziemna. Chodź bym bardzo chciała skupić się na tym co mówi pani profesor, to jednak nie umiem.
Od razu po wyjściu z sali udałam się do biblioteki. Może to nie jest moje ulubione miejsce, ale postanowiłam uporać się już zawczasu z pracą domową. Nie miałam ochoty na kolację, którą i tak bym musiała samotnie zjeść. Potrzebowałam trochę czasu by ochłonąć od Hermiony, która pewnie wyczekuje tylko na to by zgromić mnie tymi swoimi brązowymi oczami. Ślizgonów, którzy wciąż zachowują w nadzwyczaj dziwny sposób, a o Zabinim nawet nie mam ochoty wspominać. Na sam koniec zostawiam Logana, którego wykastruje w momencie kiedy go spotkam następnym razem. Dopiero się zaczęła ta szkoła, a ja już dostaje szału. Wystarczyły trzy osoby by wyprowadzić mnie z równowagi. Czy ja nie wspomniałam o tym, że nie chciałam wracać do szkoły. No to teraz macie za swoje! Jedno, niestety z wielkim bólem serca, muszę przyznać Clarkowi. Moje nerwy nie są bezpodstawne, choć to nie zmienia faktu, że nie powinien się wtrącać w nie swoje sprawy. Staram się jak mogę panować nad emocjami, lecz gdy tylko jakaś najmniejsza sytuacja mnie poirytuje, wybucham. To wszystko działa na mnie jak płachta na byka. Twierdzę jednak, że to z czasem minie i dam sobie radę. Jestem silna i niezależna. Będzie dobrze! Podbudowywałam się w myślach, lecz sama nie wiedziałam czy wierzę temu głosikowi w głowie.
W bibliotece było bardzo mało osób. Może jedynie dwie siedziały w kącie między regałami, ale nie miałam z tym problemu. Byle by mi nikt nie przeszkadzał i będę zadowolona. Usiadłam sobie w dość odosobnionym miejscu, gdzie raczej niewiele ludzi przechodziło. Z torby wypakowałam podręczniki, czysty pergamin i pióro wraz z atramentem. Zmobilizowana, spokojna i gotowa do pracy, zaczęłam czytać zaznaczone fragmenty w książce od eliksirów. Nie wiem ile minęło, może minuta, może pół godziny, a ja wracałam do tej samej linijki chyba z dwudziesty raz. Nie mogłam się skupić na niczym. Każdy szelest, przesunięcie krzesła, odłożenie książki, dosłownie wszystko mi przeszkadzało. Spojrzałam przed siebie i odetchnęłam głośno. Czy to nie może być prostsze? Ile razy siadałam dokładnie w tym samym miejscu i myśli same prowadziły do odpowiednich odpowiedzi. Napisanie eseju nie sprawiało najmniejszych problemów. Dlaczego to wszystko musi być skomplikowane? Gdyby Harry tutaj był, to z pewnością by mi pomógł. No właśnie, Harry!
W mojej głowie zrodził się cudowny pomysł napisania do mojego lubego. Wiem, że minął zaledwie dzień od kiedy się widzieliśmy, ale co innego mogłabym zrobić. Potrzebowałam opinii kogoś kto mnie zna i rozumie jak się czuje. W tym wypadku on był najbardziej odpowiednią osobą. Przesunęłam więc do siebie pergamin i bez zastanowienia zaczęłam pisać.
Chciałam mu napisać wszystko szczerze, to co mi leży na sercu, ale nie potrafiłam. Nie potrzebuje by ktoś się o mnie zamartwiał. Możliwe, że jeszcze przyszłoby mu do głowy by napisać do Hermiony, a tego w ogóle bym nie przeżyła. Nikt nie będzie robił ze mnie ofiary losu, a na pewno nie ja sama.Drogi HKochany Harry,Wiem, że dopiero się widzieliśmy, ale tęsknie za Tobą.Nawet nie wiesz jak jest źle.Pierwszy dzień był całkiem zwyczajny, ale nastały duże zmiany. Zabini i Hermiona zostali prefektami, ale to już pewnie wiesz, bo musiała wysłać do Rona bardzo obszerny list na ten temat. Przeniosły się do nas nowe osoby i mamy jedną z nich w dormitorium. Charlotte, która jest doprawdy przepiękna, mówię ci. Nawet ty byś to stwierdził gdybyś ją zobaczył.Jest jeszcze taki Logan.Ogólnie chciałam tylko byś wiedział, że jest ze mną dobrze. Nie jestem zachwycona tym, że musiałam przyjechać do Hogwartu, ale przetrwam to. Szkoda, że Cię tu nie ma, bo miałabym pełne wsparcie.Bardzo Cię potrzebuje.Mam nadzieję, że szybko minie ten czas i zobaczymy się na święta.Opowiedz mi jeszcze jak tam praca w Ministerstwie? Nie dają ci za bardzo w kość?Kocham Cię,Ginny.
Zapieczętowałam list, zebrałam rzeczy i udałam się do Sowiarni by jak najszybciej go wysłać.
Cześć :)!
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że ciekawie się zapowiada. Ogólnie nigdy nie czytam nic innego niż moje kochane Dramione, ale ostatnio postanowiłam poszerzyć swoje horyzonty ;).
Jak na razie czyta się bardzo miło i mam nadzieję, że tak już zostanie. Lubię Ginny, cieszę się, że postanowiłaś o niej napisać :). Charlotte, moja imienniczka! :) Interesująca postać, ale trochę dziecinna mi się wydaję. Logan nieco irytujący, oczywiście fantastycznie, że występują tu moi ulubieni Ślizgoni: Blaise i Draco :D. Hermionę uwielbiam, więc też wielki plus! :D Niestety za dużo nie mogę powiedzieć, bo to w końcu dopiero dwa rozdziały, ale na pewno jak wstawisz kolejny się odezwę :).
Pozdrawiam serdecznie i życzę dużo weny!
Charlotte Petrova
Zapraszam w wolnej chwili do siebie:
wschod-slonca-dramione.blogspot.com
Cieszę się, że akurat w momencie kiedy postanowiłaś przeczytać coś nowego, jest to akurat moje opowiadanie. Przyznam szczerze, że jeśli chodzi o Dramione, to także jestem zakochana i w najbliższym okresie u mnie powstanie.
UsuńGinny jest bardzo specyficzna, lecz góruje jako drugi plan. Chciałam pokazać, że ta postać także ma potencjał na coś wielkiego.
Charlotte? Może i masz trochę racji. W sumie za jakiś czas będzie z nią związane dużo więcej wątków.
W mojej głowie kocham postać Logana, ale co do niego mam szczegółowy plan! :)
NIE ZAPOMNIAŁABYM O NICH. Mimo to, że oboje Ślizgoni pokazują się w opowiadaniu, to Draco, jaki i Hermiona, będą pobocznymi postaciami. Malfoya wręcz bym nazwała pobocznym, pobocznym.
Bardzo dziękuje za komentarz.
#Nath