czwartek, 20 października 2016

Rudy Pamiętnik - Rozdział I

Witam,
Przedstawiam wam pierwszy rozdział tego opowiadania. Wiem, nic wielkiego i ciekawego, ale jednak bardzo chciałam zrobić taki wstęp, który przedstawi wam jak będzie wyglądała ta historia. Mam nadzieję, że ktoś się skusi by przeczytać dalszy ciąg, bo już niebawem pojawi się kolejny rozdział.

Zapraszam również do zwiedzania podstrony:
Pokój Życzeń, może masz jakiś pomysł na opowiadanie jakie powinnam stworzyć następne? Zaproponuj, a może i się skuszę.
Księgi Zakazane, zbiór opowiadań, które tworzę lub będę tworzyć niebawem. Prócz spisu treści, są także bohaterowie oraz opis danej historii.

Zapraszam do czytania.
#Nath

***

          Dzień zaczął się dość ponuro. Bieganina po całym domu jakby od tego zależało ludzkie życie. No dobra, w sumie ja to się tylko zajęłam tym co powinnam, bo Hermiona to dostawała jakieś choroby. Ciągle krzyczała gdzie są jej rzeczy, że nie może znaleźć podręcznika od Transmutacji, bo on jest najważniejszy, w końcu w tym roku są Owutemy. Ta jej miłość do nauki i pochłaniania wiedzy, nawet mnie czasem przerażała. Jak ja zazdroszczę Harry’emu i Ronowi, na spokojnie sobie siedzieli w pokoju i zajmowali się mugolskimi grami. No kto by się spodziewał, że akurat ta dwójka dostanie najlepsze propozycję pracy w Ministerstwie i stwierdzi, że skoro już mamy załatwioną przyszłość, to po co męczyć się jeszcze jeden rok. Oczywiście moja brązowowłosa przyjaciółka także dostała taką ofertę, ale ona stwierdziła, że nie będzie zaczynać nowego etapu w swoim życiu, skoro nie skończyła jednego. Jakież to głupie dziewczę momentami jest, oj nie mogę tego przeżyć. Sama z wielką chęcią bym się z nią zamieniła i poszła od razu do pracy. Hogwart jest jednym wielkim miejscem wspomnień, kochałam to miejsce i uważała je za drugi dom, ale to wszystko było przed wojną. Te rany są dla mnie zbyt świeże. Nie wiem czy dam radę przetrwać ten czas.
          - Ginny, spakowałaś już wszystkie rzeczy? – usłyszała głos Gryfonki dobiegający z łazienki.
          - Nieee, ale zaraz skończę. – odparłam ponuro pokładając się na łóżku.
          Przede mną leżała ogromna walizka, obok której była niewielka kupa ubrań, sterta książek i kosmetyczka wypakowana po brzegi szamponami, balsamami i różnymi rzeczami do kąpieli. No i co z tego? Czy mi się musi chcieć wszystko zrobić dokładnie? Zawsze się wyrabiam i jestem gotowa na czas, a ile razy pakowałam się z samego rana...
          Może to wszystko dlatego, że teraz nie miałam ochoty wracać do Hogwartu… Nawet jeśli, to i tak nikogo nie interesuje. Mama ledwo przeżyła postanowienie najmłodszego brata i jego stałego kompana, że postanowili sobie odpuścić ten rok.
          - Boże Gin! Ruszaj się, jest jeszcze tyle do zrobienia. Trzeba zrobić jedzenie na drogę, wyprasować szaty, tak mało czasu, a ty leżysz w tym łóżku i…
          Tak, to był moment kiedy przestałam słuchać mojej przyjaciółki. No ile można męczyć człowieka o tym, że jutro jedziemy do tej szkoły. Spokojnie, mam świadomość, ale ile razy to mówię, to nic nie daje. Stwierdziłam, że najlepszy sposobem jest ignorowanie, ale widać jak mi to wychodzi. Nawet jak nic nie mówię, to ona nie daje za wygraną.
          Wzięłam więc z szafki nocnej różdżkę i machnęłam nią tak by wszystko znalazło się w walizce. Miona nie popierała tego, bo przecież układanie rzeczy jest najlepszą zabawą przy pakowaniu i do tego z pewnością nie jest jej potrzebna magia. Czy tylko ja mam wrażenie, że ona już popada w paranoje?
          - No widzę, że skończyłaś, a teraz chodź!
          - Na Merlina, gdzie znowu? – powiedziałam głosem największej męczennicy.
          - Na dół! Musimy zrobić jedzenie. No dawaj, dawaj! – poganiała panna Granger, która miała za dużo energii w sobie jak na tak późną godzinę.
          W tym momencie już wiedziałam, że totalnie przegrałam. Z bólem wstałam i ruszyłam do kuchni.

***

          Kolejny raz w tym samym miejscu, na tym samym peronie, z tymi samymi ludźmi… No dobra, może nie koniecznie całość była zgodna z prawdą, bo wiele osób zrezygnowało z powrotu do Hogwartu bądź… w sumie inny powód nie przychodzi mi do głowy, ale każdy rozumie o co chodzi. Hermiona i ja miałyśmy to szczęście (bądź i nie, jeszcze się okaże), że jesteśmy w tym samym dormitorium. Z racji, że ja uczęszczałam cały pierwszy semestr szóstego roku do szkoły, pani dyrektor postanowiła ułatwić tym osobą zadanie i ze względu na okoliczności łagodzące (czyt. Wojna), pozwoliła nam przejść już do siódmej klasy. Całkiem dobra opcja, bo gdyby kazała ponownie przechodzić mi do przedostatniego, to chyba bym już nie miała ani krzty motywacji do tego by wrócić. Tutaj mam chociaż Hermione, a bez niej byłabym sama przez rok…
          Staliśmy połową rodziny oczekując odjazdu pociągu. Ron i Harry byli na tyle kochani (łaskawi właściwie, ale niech będzie) by odprowadzić nas aż tutaj i zaczekać aż wsiądziemy do wagonu. Właściwie mój starszy brat i jego dziewczyna byli już od kilkunastu minut zajęci tylko sobą i pożegnaniem. Co chwilę słyszałam słodkie „Kocham Cię” i „będę tęsknić”, o „pisz do mnie codziennie” już nie chce wspominać, bo szatynka powiedziała to chyba z tysiąc razy. No w sumie gdybym ja miała taką osobę jak Ron za partnera, to też bym się upewniała czy aby na pewno zrozumiał co powiedziałam. Harry rozmawiał z mamą o jakiś głupotach związanych z Ministerstwem i zmianach jakie mają nadejść. Właściwie nie interesowało mnie to ani trochę, więc usiadłam sobie na ławce i grzecznie czekałam aż ktoś mi powie bym w końcu wsiadła do wagonu.
          - Przetrwasz ten rok – powiedział mój jakże cudny chłopak, który bez pytania wiedział, że wyczekuje tylko końca tego wszystkiego – Będzie tam Hermiona, Luna i z tego co widziałam to nawet Malfoy, czyli okazja to odnowienia wrogich relacji. – uśmiechnął się pocieszająco siadając obok mnie i przygarniając ramieniem bym się przytuliła.
          Z tych wszystkich słów, które wypowiedział dotarło tylko jedno.
          - Widziałeś Malfoya? Byłam przekonana, że oni wyjechali z Anglii. – zaskoczona odparła.
          - Wyprowadził się z tego co mi wiadomo, ale to nie zmienia faktu, że nie mógł wrócić do Hogwartu, nikt mu tego nie zabroni, wręcz przeciwnie, zdaje mi się, że on nie jest zadowolony, że mu tu być. – wzruszył ramionami i przyciągnął mnie jeszcze bliżej, że o mało co mnie udusił.
          - Może został zmuszony, z resztą… - położyłam głowę na jego ramieniu – Dziękuje, że tu dzisiaj jesteś.
          - Jakbym mógł opuścić pożegnanie, w końcu nie zobaczymy się przez pół roku – powiedział tak jakby to wszystko było takie oczywiste i jednocześnie bolesne.
          - Kocham Cię Harry Potterze i… - spuściłam wzrok – będę tęsknić.
          - Ja też Gin. – ucałował mnie w czoło i wstał – Trzeba już się zbierać, bo odjazd jest za kilka minut. – podniósł walizki i zbliżał się do najbliższego wejścia – Hermiono, koniec ciepłych słówek, trzeb wsiadać!
          - Idę – krzyknęła na odchodne i pocałowała Rona w usta tak mocno, że mało brakowało a wylądowałby na ziemi.
          Zabraliśmy wszystkie bagaże do środka i pożegnaliśmy się z rodziną. Harry dostał ode mnie dwa piękne buziaki i niemrawy uśmiech, który tymczasowo musiał mu wystarczeć, bo innego nie potrafiłam z siebie wykrzesać.
          Dobra, przyjazd odhaczony, wstawienie bagaży odhaczone i teraz zaczyna się poszukiwanie przedziału, to dopiero będzie zabawa…
          Przeszłyśmy już dobre pół pociągu w poszukiwaniach odpowiedniego miejsca. Zazwyczaj każdy był zapełniony i nie było możliwości by upchać jeszcze dwie osoby. Inne zaś miały mniej ludzi, ale byli to Ślizgoni albo pierwszoklasiści, a tam zdecydowanie nie miałyśmy zamiaru się pchać. Nawet po drodze spotkałyśmy Lunę, która przechodziła między ludźmi i rozdawała nowy egzemplarz Żonglera. Aż tu nagle – bo było zaledwie kilka przedziałów do samego końca – znalazłyśmy idealny. No prawie, była w nim dziewczyna, która nie wyglądała na początkującego czarodzieja, ale za nic jej nie kojarzyłam.
          - Możemy się przysiąść? – Hermiona odchyliła drzwi i uśmiechnęła się zachęcająco.
          Dziewczyna podniosła głowę znad książki, którą zaciekle czytała (pewnie dogada się z panna Granger, bo to zdecydowanie będzie pasją ich obu) i aż w jej wielkich, błękitnych oczach można było dostrzec błysk ulgi.
          - Jasne, siadajcie.
          My szybko wciągnęłyśmy kufry na odpowiednie miejsce i spoczęłyśmy naprzeciwko nieznajomej. Miała delikatnie falowane, blond włosy, które sięgały jej do ramion. Wyglądały na bardzo zadbane i jakby układały się na życzenie posiadaczki. Wielkie – wiem, że już to mówiłam, ale serio są ogromne – oczy o kolorze nieba, które w pewnym momencie mogą wydać się przerażające. Delikatne rysy twarzy, pełne usta i wyglądała na bardzo szczupłą, a zarazem zgrabną. Nie zdziwiłabym się gdyby była obiektem pożądania chłopaków, bo zdecydowanie kandydowała do pozostania wilą Hogwartu. Można by było nawet stwierdzić, że wygląda na typową uczennicę Beauxbatons.
          - Jestem Charlotte Smith i tak, jestem tu nowa. – powiedziała z uprzejmym uśmiechem.
          Zdawało mi się, że dostrzegała to, że jej się przyglądamy w dość niezrozumiały sposób albo ja przyglądam, bo nie wiem czy Hermiona robiła to samo, byłam zbyt skupiona na „nowej”.
          - Hermiona Granger – przedstawiła się szatynka i wskazała na mnie – a to moja przyjaciółka, Ginny Weasley. – spojrzała na mnie przy okazji znacząco i to chyba miało być prośbą o to bym przestała się gapić, ale ciężko to było zrobić, bo Charlotte była przepiękna. Gdybym była homo, a zdecydowanie nie jestem, to może… - Nie wyglądasz mi na pierwszaka, na który rok będziesz chodziła? - zapytała bez ogródek Hermiona
          - Siódmy – skwitowała – Pochodzę z Bułgarii i uczyłam się w Durmstrangu – powiedziała to tak jakby się domyślała, że jesteśmy tego ciekawe. Sprytna była, jednak wiadomość dodatkowa zawsze się przydaje – Jakiś czas temu mój ojciec dowiedział się o wolnym stanowisku w Angielskim Ministerstwie Magii, no i wyszło tak, że się przeprowadziliśmy w te wakacje. Rodzice chcieli bym dokończyła już naukę w starej szkole, ale ja nie miałam problemu ze zmianą, no i tak tu trafiłam. – opowiedziała wszystko.
          Nie wiem czy tylko ja miałam tak, ale w sumie rozwiała wszystkie moje wątpliwości prócz jednej.
          - Chyba tam nie pasowałaś – wypaliłam zanim cokolwiek pomyślałam.
          - Słucham? – delikatnie uniosła brwi, aż mi się głupio zrobiło, bo dopiero do mózgu dotarła informacja jak to mogło brzmieć z jej perspektywy. Hermiona zgromiła mnie takim morderczym wzrokiem, że aż poczułam rozpalenie na policzkach.
          - Nie o to mi chodziło. – szybko zaczęłam się tłumaczyć – Po prostu jesteś bardzo ładna, a jak kilka lat temu odbywał się Turniej Trójmagiczny to wydawało mi się, że chodzą tam same „byczki”.
          Najwidoczniej moja paplanina pomogła, bo panna Smith zaśmiała się z tego.
          - Może i widziałaś samych chłopaków, ale u nas jest mnóstwo dziewczyn i zapewniam cię, że dużo ładniejszych ode mnie.
          - U nas aż tak dużo ich nie ma – odparłam wzruszając ramionami i dostałam przy okazji milutkie szturchnięcie od swojej przyjaciółki. Spojrzałam na nią zdziwiona – No co? Przecież wiesz, że Charlotte będzie miała wielu wielbicie, nie twierdzisz przecież, że nie jest bardzo ładna, z podkreśleniem na bardzo. – powiedziałam dość pretensjonalnie, ale zdecydowanie to był ostatnio mój normalny ton.
          - Nie zaprzeczam – wycedziła przez zęby – Ale nie musisz męczyć nowej koleżanki, bo się wystraszy.
          - Spokojnie, miło mi, że Ginny jest szczera, bardzo to doceniam. – odparła uspokajając Hermionę i odłożyła książkę obok by (chyba) swobodniej mogła się poprawić na siedzeniu. – Skoro już tak sobie gadamy to jestem ciekawa w jakich domach jesteście?
          - Gryffindor – powiedziałyśmy razem i za chwilę każda z nas się zaśmiała.
          - W takim razie mam nadzieję, że do was dołączę. – dodała po chwili Charlotte i tak zaczęła się nowa znajomość.
          Przegadałyśmy w sumie cała podróż do Hogwartu. No dobra, malutkie sprostowanie – w większości nadawała Hermiona i wypytywała o wszystko, ale o dziwo Charlotte okazała się dość rozgadaną osobą. Dowiedziałyśmy się trochę o tym jak jej było w Durmstrangu. Szkoła okazała się bardziej rygorystyczna niż mogło się wydawać. No dobra, spodziewałam się tego jak ich (już były) dyrektor traktował uczniów, ale może był jakiś cień nadziei, że jest dość normalna jak nasza? No cóż, chyba nie, bo na każdym kroku ktoś obserwował, wystawiał szlabany, wszystko musiało być idealne i zgodne z zasadami jakie panują, a o spacerach nocnych nawet nie masz co pomarzyć. Blondynka zapewniała, że jeśli jesteś tam od początku to właściwie normalne i da się przyzwyczaić, ale ja nie do końca sobie to wyobrażałam. Hogwart jest zdecydowanie bardziej przyjazny. No dobra, nie trudno dostać szlaban i wylądować na dywaniku u dyrektora, ale często także przymykali oko, bo wiadome, że młodzież musi się wybawić. Wyobrażacie sobie takich Huncwotów w Durmstrangu? Zdaje mi się, że na jednym żarciku by się skończyło, bo jak wspomnę o tym jakie u nich panują zasady karania uczniów, to aż mnie skręca… Szybko by abdykowali.
          Jedno mieliśmy wspólne, ranking wielkości – czystość krwi. Tylko, że u nas nauczyciele ani większość uczniów nie mają z tym problemu (prócz Slytherinu, rzecz jasna) i nikomu nie ubliżają z tego powodu. U nich jednak liczy się to by – za przeproszeniem – wchodzić w dupę profesorom, bo oni to kochają. Jeśli nie ukorzysz się i nie zrobisz tego co oni pragną, to będziesz miał piekło, a szczególnie jeśli jesteś mugolskiego pochodzenia. Czarodzieje z pokolenia na pokolenie mają o wiele lepiej. Wszyscy się za nimi wstawiają i mogą robić co sobie chcą. Władają szkołą i uważają siebie za wielkich panów. Od razu mówię, że to słowa Charlotte, nie moje, ja tylko opisuje to w wielkim skrócie, bo wszystko było o wiele bardziej przesiąknięte emocjami i raczej większą ilością słów.
          Za oknem zaczęło już się ściemniać, ale to nie sprawiało większego problemu, bo prawie tego nie dostrzegłyśmy gdyby nie to, że do przedziały wszedł Blaise Zabini, tak! Nikt się nie pomylił, to był właśnie czarnoskóry chłopak, który był w Slytherinie, ten sam przyjaciel Malfoya co zawsze.
          - Granger, masz przejść do przedziału dla prefektów. – oznajmił i już miał wychodzić kiedy szatynka z wielkim zaskoczeniem wymalowanym na twarzy zapytała.
          - Jak to? Nie zostałam poinformowana wcześniej...
          - Właściwie dopiero zostali przydzieleni, więc nic dziwnego – powiedział całkowicie normalnym tonem co i mnie zdziwiło. – Muszę jeszcze poinformować kilka osób, do zobaczenie później.
          Machnął ręką i zniknął. Spojrzałam na szatynkę z otwartą buzią i zajęło nam kilka minut zanim ta sytuacja do nas dotarła.
          - Czy on… - zaczęła.
          - No właśnie… - burknęłam
          - Dziwne... – powiedziałyśmy w końcu razem.
          - O co chodzi? – zapytała Charlotte, która przez ten czas patrzyła na nas dość dziwnym wzrokiem.
          Gdy Hermiona już wyszła, ja zdołałam wyjaśnić jej kim są prefekci i dlaczego byłyśmy tak zdziwione ze starcia z Zabinim. Powiem szczerze, że do tej pory nie mogę dojść do siebie po tym akcie sympatii z jego strony. To było zdecydowanie zbyt dziwne i nieprawdopodobne.
          - Zbieramy się – powiedziałam, gdy tylko ujrzałam światło dochodzące ze stacji na Hogsmeade.
          Nie trwało to więcej niż zwykle. Przywitał nas Hagrid, który jak co rok robił to samo – przywoływał do siebie pierwszoroczniaków i płynął z nimi przez jezioro, które wychodziło także przy szkolnych błoniach. Już na szczęście nie musiałam przechodzić tego rytuału, bo nie byłam pierwszy raz w zamku. Charlotte była nowa, ale nie była początkująca, więc bez problemu wciągnęłam ją na jeden z powozów, na którym siedziała już Luna.
          - Widzę je – powiedziałam beznamiętnym tonem, który zdecydowanie wyłapała białowłosa.
          - Nic dziwnego, w końcu wiele śmierci już widziałaś – powiedziała to tak, jakby to był całkowicie normalny temat, który porusza się przy herbatce.
          Już miałam oburzoną minę i chciałam coś powiedzieć, ale przerwała mi nowa koleżanka.
          - W sensie, że co widzisz? I co to ma za związek ze śmiercią? – zapytała zdziwiona Charlotte, która najwyraźniej zupełnie nic nie rozumiała i to nie pierwszy raz.
          Luna na całe szczęście wszystko jej wyjaśniła, a ja przestałam słuchać. Przez cała drogę milczałam i wpatrywałam się w buty jakby to miało w jakikolwiek sposób pomóc. Wiedziałam, że tak będzie… Wszystko ponownie wraca, a już tak dobrze mi szło. Jedna głupia sytuacja i drastyczna zmiana humoru. Nie wiem jak ja to wszystko przetrwam…
          Droga dłużyła mi się niemiłosiernie, ale na całe szczęście już wchodziliśmy do Wielkiej Sali i zajmowałyśmy miejsca przy stole.
          - Hej, a ty nie powinnaś iść na środek do pierwszaków? – zapytałam nagle i chyba trochę się zdziwiła, bo od wejścia do powozu nie powiedziałam ani słowa.
          - Ah tak, masz rację. – niebieskooka szybko ruszyła do miejsca, w którym powinna być.
          Zwróciłam uwagę też na inne osoby, starszych było chyba z osiem osób, więc to nie tylko panna Smith przeniosła się do nas. Rozumiem jej powód, ale dlaczego reszta?
          Po chwili dołączyła do mnie Hermiona, która miała dość dziwną minę.
          - Jak było? – zapytałam tak z przyzwyczajenia.
          - Niby okej, ale razem z Zabinim jesteśmy prefektami naczelnymi, nie wiem co z tego będzie. – powiedziała dość ponuro.
          - Nie jest tak źle, mogłaś trafić na Malfoy’a – obie w tym samym momencie rzuciłyśmy okiem na stół Ślizgnów, którzy ewidentnie byli pogrążeni w ciekawej rozmowie.
          Spojrzałam na sam środek i w ty momencie zapadła cisza w sali, bo pani dyrektor McGonagall uniosła dłoń, tym samym dając znak by każdy zwrócił na nią uwagę. Może i nie była tak bardzo przekonywująca w swoich działania jak jej poprzednich, ale miała silny charakter i każdy darzył ją ogromnym szacunkiem, w tym także ja.
          - Witam was wszystkich w nowym roku szkolnym i tych, którzy są tu pierwszy raz. – przerwała na moment i przyglądała się wszystkim stołom z osobna – Jak możecie zauważyć, szkoła została wyremontowana i doprowadzona do stanu w jakim była przed wojną. Oczywiście prace wciąż trwają, ale w przeciągu miesiąca powinny się skończyć, tak więc zajęcia z Astronomii chwilowo nie będą przeprowadzane w wieżach, jednak nie martwcie się, mamy na to inne miejsce. – po sali przeszła niemała fala szeptów, ale pani profesor nie wyglądała na wzruszoną tym faktem – W tym roku będziemy gościć także więcej uczniów niż zazwyczaj. Nie tylko pierwszoroczniaki, ale także już prawie dorośli czarodzieje, którzy z różnych przyczyn przenieśli się do nas. Mam nadzieje, że ugościcie ich ciepło. – uśmiechnęła się do dość sporej grupki przed nią.
          Dalsza część przemowy przeszła tak jak zawsze. Przedstawienie nowych nauczycieli, a w tym wszystkim jako jedyny był Edward Watson, który zaledwie kilka lat temu skończył Hogwart. Brunet o śniadej karnacji, z bardzo przyjaznym uśmiechem. Nie powiem, całkiem przystojny, ale co to właściwie ma do rzeczy? Może i zwróciłabym na to większą uwagę gdyby nie to, że moja jedyną miłością jest Harry, którego jak na złość nie ma.
          Następnym etapem była tiara, które zaszczyciła wszystkich swoją początkową pieśnią i następnie McGonagall wyczytywała kolejno ofiary jej wyborów. Jedyna różnica była w tym, że przy każdej osobie, która przechodziła do innego roku niż pierwszy, przedstawiała na jaki będzie uczęszczać.
          Gdy uczniowie podchodzili na krzesełko by zobaczyć co ich czeka, panowała kompletna cisza. Ja reagowałam tylko na te osoby, które przechodziły do różnych klas, bo po co mi znajomość pierwszaków, z którymi nigdy nie zamienię słowa.
          Jeden z pierwszych został wyczytany Logan (jeśli dobrze zrozumiałam), który dołączał do siódmego roku – chłopak bardzo wysoki, o złocistych włosach i z tajemniczym wyrazem twarzy. Niby się uśmiechał, ale wyglądał na cwaniaka, który doskonale wie jak tu się zakręcić by wszystko było po jego myśli.
          - GRYFFINDOR – wykrzyknęła, po dłuższej analizie i słowach, których z takiej odległości nie byłam w stanie dosłyszeć, tiara przydziału.
          Stół wiwatował i krzyczał jak blondyn już przechodził by usiąść na wolnym miejscu. Na moje nieszczęście, akurat padło na to, które znajdowało się blisko nas. Chyba zwrócił uwagę na to, że byłam jedyną, która nie gratulowała mu dołączenia się do domu lwa, bo spojrzał na mnie tymi swoimi niebieskimi oczami jakbym chciał coś powiedzieć, ale na całe szczęście profesor McGonagall przerwała mu wyczytując kolejne nazwisko.
          Po drodze do Charlotte, która co chwilę odwracała się do nas by (chyba) uspokoić się, przeszło z trzy osoby – jedna dziewczyna (Melanie) trafiła do Hufflepuffu na szósty rok, druga (Vicky) do Ravenclowu na siódmy rok, a chłopak (Michael) do Slytherinu , także na siódmy rok. W tym momencie przyszła kolej na panne Smith. Dyrektora wyczytała ją, a ja, razem z Hermioną uśmiechnęłyśmy się pocieszająco do dziewczyny.
          Za każdym razem jak siadała taka osoba, to przy pierwych rocznikach nie trwało to tak długo. Gdy podchodził Logan czy Michael to „czapka” miała duży dylemat. Mówiła coś, zastanawiała się i dopiero na sam koniec wykrzykiwała dom, do którego mają się udać. W tej sytuacji było podobnie. Blondynka siedziała i widać było jak delikatnie tupie nogami z nerwów. Dopiero po dłuższej chwili zdecydowała.
          - GRYFFINDOR – oznajmiła i Hermiona wystrzeliła jak z procy do góry. Ja rozumiem radość, ale no taka, to szaleństwo.
          Charlotte szybko do nas przybiegła i przytulała z tych emocji. Przez ten ułamek sekundy (jak mogłoby się zdawać) odprowadziło ją do nas chyba milion zaskoczonych, niedowierzających i wręcz pożądliwych spojrzeń chłopaków, którym ślinka kapała na jej widok. No co poradzić, a nie mówiłam, że tak będzie? Co najśmieszniejsze, blondynka nawet na nich nie zwróciła uwagi.
          - Byłam przekonana, że jednak trafię do Hufflepuffu, bo to także przychodziło tiarze na myśl. Czy wy pamiętacie jakie to dziwne uczucie mieć to na głowie?
          - Oj tak – powiedziała panna Granger, a ja tylko kiwnęłam niemrawo głową na znak przytaknięcia.
          Już nawet nie zwracałam uwagi na dalszy ciąg listy. Co jakiś słyszałam jeszcze "przyciszone" szepty odchodzące z obu stron i zachwycające się wyglądem panny Smith. Jedynie przykuło moją uwagę jak cały stół Gryfonów zaczął klaskać, bo jakiś uczeń został przydzielony. Tym razem kompletnie nie wiedziała jak miał na imię, ale usłyszałam, że na szósty rok, bo ktoś gadał zbyt głośno. Chłopak o czekoladowych włosach, które były ułożone w kompletnym nieładzie i bardzo pocieszającym uśmiechu. Niezbyt wysoki, ale do karzełków się nie zaliczał. Usiadł niedaleko nas, więc mogłam mu się spokojnie przyjrzeć, chociaż to długo nie trwało, bo czułam jak pan Logan wciąż czeka aż zwrócę się w jego stronę. Chyba nie miałam humoru na tego typu ludzi w dzisiejszym dniu.
          - Coś się stało? – zapytałam ledwo zaszczycając go spojrzeniem.
          - Nie wyglądasz na zadowoloną, więc próbuje zrozumieć co cię tak gnębi – powiedział z uśmiechem godnym cwaniaka (czyli jego oczywiście)
          - Twój wzrok – odparłam oschle.
          Blondyn prychnął teatralnie i pokiwał głową z dezaprobatą, czym delikatnie mnie zirytował, ale wolałam pozostać obojętna.
          - Kto by pomyślał, że jest taki przenikliwy – dodał jakby od niechcenia.
          - Tego nie powiedziałam – z tego wszystkiego aż się zdziwiłam – Raczej wkurzający, ale można to nazywać jak się chce.
          - Ginny! – zwróciła mi uwagę Hermiona.
          - No co? Niech się przestanie gapić, to ja przestanę gadać – odparłam pretensjonalnie i zajęłam się nakładaniem jedzenia, bo właśnie wszystko pojawiło się na stołach. Odczuwałam przy okazji morderczy wzrok swojej przyjaciółki, ale udawałam, ze w ogóle mnie to nie obchodzi, więc wróciła do rozmowy z Charlotte.

***

          Właściwie uczta przebiegła dość sprawnie, bo jak tylko zjadłyśmy, a ja posłałam kilka morderczych spojrzeń Loganowi, który cieszył się jak głupi z tego, że jego wzrok działa na mnie jak płachta na byka, to dziewczyny poprosiły bym z nimi poszukała pokoju Char. Właściwie to szatynka bardzo nalegała by to zrobić, a niebieskooka miała tak szeroko otwarte oczy, w który widać było delikatne przerażenie, ale ja tam nie wiem, bo mnie na tyle przeraziły te jej ślepia, że chyba ze strachu już się zgodziłam. Po drodze jeszcze minęłyśmy Zabiniego i Malfoya, którzy ze sobą konwersowali, ale jak tylko nas zobaczyli to zapadła kompletna cisza. Blondyn uciekł wzrok i nie powiedział zupełnie nic, a Blaise uśmiechnął się do nas przyjaźnie. Nawet przystanęłam na sekundę by przetrawić co właściwie się dzisiaj stało i wciąż nie mogłam jakoś tego pojąć. Draco Malfoy milczący w towarzystwie Hermiony, którą od zawsze nazywał szlamą i moim, gdzie no jestem zdrajcą krwi, bratam się z najgorszym wytworem tego świata. Gdzie się podział Blaise Zabini, który czyhał nieopodal swojego jakże cudownego kompana i dodawał jakieś swoje trzy grosze by nie czuć się jak cień w blasku blondyna. Ten świat zwariował, ewidentnie…
          W Pokoju Wspólnym siedziały może dwie osoby, które w ożywiony sposób ze sobą rozmawiały i zupełnie nie zwróciły uwagi na to, że weszłyśmy. Reszta prawdopodobnie się rozpakowuje albo właściwie już leży w łóżku, co by mnie nie zdziwiło po podróży. Właściwie sama z chęcią bym się już położyć...
          - Nie masz się o co martwić, pewnie trafisz na kogoś normalnego. U nas nie jest aż tak strasznie…
          Opowiadała Hermiona pogrążona w takim słowotoku, że aż byłam zdziwiona, że blondynka jeszcze to znosi. Ja po takim czasie już dawno bym zaczęłam upominać moją przyjaciółkę by się w końcu opanowała. Nowej widocznie to pasowało.
          Gdy dotarłyśmy już do poszczególnych pokoi siódmego roku, na początek spojrzałam na ten, który czekał na nas i cicho się zaśmiałam. Dziewczyny odeszły już trochę dalej, ale to nie miało wielkiego znaczenia, bo i tak doskonale je widziałam, a one mogły mnie usłyszeć.
          - Hermiona, wiesz… - nie dane mi było dokończyć, bo po co mnie wysłuchać?
          - Miałaś z nami pójść poszukać pokoju Charlotte, nie wymiguj się zmęczeniem. Zaraz pójdziesz do pokoju! – krzyknęła szatynka kompletnie nie zwracając uwagi na to co chce jej przekazać.
          - Ale posłu… - kolejny raz to samo…
          - Obiecałaś, ze pójdziesz, co jest z tobą? – zatrzymała się i wpatrywała we mnie ze złością.
          - Czy ty możesz mnie chodź raz wysłuchać? – powiedziałam już tak poirytowana, że miałam ochotę wejść do pokoju i mieć je głęboko gdzieś. – Zanim zaczniesz podróżować przez pół zamku w poszukiwaniu tego pokoju, to może najpierw spójrz tutaj?
          Wyglądała jakby jej ktoś wstrzyknął coś w skronie, bo brwi ciągle były uniesione pytająco, a ja tylko wskazałam dłonią drzwi wyczekująco. Zanim podeszła to chyba minęły wieki, bo to jest tak uparty osioł i nie może dać za wygraną.
          - Co zno… - przeczytała nazwiska na drzwiach i uśmiechnęła się sama do siebie – No zobacz jak pięknie się składa, jesteś z nami. – klasnęła w dłonie i otworzyła drzwi.
          - A jakieś dziękuje to gdzie? – zapytałam wciąż nie zmieniając pozycji, ale właściwie czego ja oczekiwałam.
          Weszłam po prostu do środka i bez zbędnego analizowania wystroju pomieszczenia, które i tak zazwyczaj wyglądało bardzo podobnie do każdego w wieży Gryffindoru, rzuciłam się na łóżko i nawet nie wyobrażałam sobie by z niego wstawać.

wtorek, 11 października 2016

Rudy Pamiętnik - Prolog

Witam,
Mamy na dzisiaj prolog. Od razu mówię, że jestem świadoma, że to jest przedstawienie tego jak w dalszym ciągu będzie wyglądało opowiadanie. Chciałam was w pewien sposób przekonać, że Ginny nie będzie nudną bohaterką, która należy tylko i wyłącznie do drugiego planu.
Możecie się spodziewać takich historii właśnie u mnie. Mało spotykanych, niedocenianych, ale także takich, które znajdziecie na połowie blogów. Bardzo mi się to uśmiecha, bo chciałabym zainteresować swoim blogiem każdego. Mam świadomość płynącego wyzwania i odpowiedzialności, ale czemu nie zaryzykować? Sami wypowiedzcie się na ten temat.

Zostawiam was z prologiem sam na sam.
#Nath

***

          Kojarzycie ten moment jak wszyscy na Ciebie czekają, bo dzisiaj jest Twój dzień, a ty nie masz ochoty ruszyć się z wygodnego łóżka? Tak, o tym właśnie mówię. Połowa rodziny, przyjaciele i możliwe, że nawet zwierzęta, czekają aż Jaśnie-Pani-Śpiąca-Królewna łaskawie zaszczyci ich swoją obecnością. W końcu nikt nie wyprawi ci 17 urodzin po raz drugi.
          Taaak… Gdyby mi chociaż na tym zależało. No dobra, będę mogła używać teraz różdżki w każdej chwili, iść na lekcje teleportacji… To akurat są dobre strony tego dnia, ale reszta? Najcudowniejsze życzenia od braci, którzy i tak za chwilę będą cię wyzywać, bo ich nie obchodzi, że jesteś już pełnoprawną czarownicą. Rodzice, którzy wciąż uważają cię za pięciolatkę i swoimi objęciami o mało co nie łamią ci żeber. Przyjaciele, których kochasz nad życie i cieszysz się na ich widok, ale kompletnie nie wiedzą co ci podarować, więc wymyślają jakieś projekty w stylu „zrób to sam”. Ciotki, które nie potrafią powstrzymać ślinotoku przy każdym cmoknięciu w policzek i wypowiadaniu rozmaitych zdań jak to pokładają w Tobie największe nadzieje. Wujkowie… Nawet nie wiem po co o nich wspominać. Zazwyczaj wygląda to bardzo formalnie – podanie ręki i jeden, krótki tekścik typu „Nooo… To sto lat młoda”. Zastanawiacie się czemu "młoda"? Zdziwię was, nie dlatego, że jestem najmłodsza z rodziny, to kwestia tego, że oni kompletnie nie pamiętają jak mam na imię. To i tak dobra zamiana niż mówienie "Ej, Ty!". Nadeszła pora na prezenty, które będziesz musiała przyjąć, chociaż nie masz pojęcia do czego służą lub udawać, że ten sweter z wydzierganą siedemnastką jest prześliczny, a w rzeczywistości nawet raz go nie założysz, bo jedyna okazja to właśnie dzień Twoich urodzin. Babki pragnące stadka prawnuków, bo w Twoim wieku to już powinnaś mieć dawno narzeczonego i zaplanowany cały życiorys, a jak!
          Ktoś liczył? Ja przestałam po „ciotkach”. Nie ważne, ale możecie zauważyć jak dużo jest minusów przy tych jakże pokaźnych – wbrew pozorom – plusach. Czy tylko ja jestem osobą, która pragnie spokoju i najzwyklejszego obiadu w gronie bliskich by nie zaburzać tradycji? Potem można ewentualnie wybrać się ze znajomymi do pobliskiego baru jak na normalnych nastolatków przystało.
          Czy ktoś jeszcze pamięta, że zaledwie kilka miesięcy temu była wojna? Jak można świętować takie mało ważne rzeczy jak urodziny, kiedy tyle osób poległo w imię dobra naszego świata. Ile ludzkich dusz ucierpiało w tym starciu, ile krwi zostało rozlanej… Każdy powtarza by „żyć dalej” i będzie dobrze, ale co z tymi co sobie nie radzą z utratą bliskich, na przykład brata? Z tymi to pewnie od razu do Munga i będzie po sprawie, po co nam ktoś taki. Nie wszyscy mają silny charakter i potrafią panować nad emocjami po jakich wydarzeniach. Wsparcie w takich chwilach jest najważniejsze, ale jak przyjaciele powtarzają wciąż tą samą mantrę pod tytułem "będzie dobrze" to aż ci się zbiera na wymioty, a o rodzicach nie chce mi się już wspominać. Ja rozumiem, że nikt nie chce tracić życia na opłakiwanie i żałobę, ale Ja taka nie jestem. Nie będę cieszyć się głupotami i myśleć o swojej przyszłości skoro nie pogodziłam się z teraźniejszością.
          Eh…
          Dużo się zmieniło i już nigdy nie będzie tak samo. Chciałabym zacząć żyć normalnie, ale to zdecydowanie za trudne dla tak emocjonalnej osoby jak Ja…
          - Ginny! Wstałaś już? – po całym domu rozległ się echem krzyk mamy, która zdecydowanie była coraz bardziej zniecierpliwiona, że nie zeszłam na dół. No dobra, wołała mnie już chyba z pięć razy, ale muszę mieć trochę czasu na to by przygotować się mentalnie na to starcie z rodziną.
          Z wielkim bólem serca wstałam z łóżka i spojrzałam przez okno. Wszystko wyglądało podobnie jak na wesele Fleur i Billa. Jeden wielki namiot rozstawiony przed samym domem. Widać było Hermione i Rona, którzy pospiesznie wybiegali z domu i układali półmiski na stołach. Oh, najmłodszy brat na pewno nie był zadowolony, że musi to robić kiedy Harry i George latali na miotłach i rzucali do siebie piłką. Po kuchni latały garnki, a drzwi wejściowe co chwilę stukały, bo przychodzili nowi goście. Zapowiada się niezapomniany dzień...
          Z tego co zaobserwowałam wczoraj wieczorem to miało być bardzo dużo mięsa, ale to nie jest nowość w naszym domu. Przy każdej większej okazji czy imprezie wszyscy stają na głowie by wykarmić te stado. Tak, mam dużą rodzinę dlatego wiem jak to jest gdy wszyscy się zjeżdżają. Dodając do tego jeszcze przyjaciół rodziny i moich... No nie wiem jak ci wszyscy ludzie mają się tu pomieścić. 
          Nie miałam ochoty dłużej obserwować tego bałaganu. Zabrałam ze sobą rzeczy, które przygotowałam razem z pomocą Miony na dzisiejszy dzień. Specjalnie kilka dni temu zabrała mnie na wielkie zakupy bym mogła się ubrać w coś "wyjątkowego". Może i nie jestem zadowolona z tego, że będę w centrum uwagi, ale skoro już mi się tak stać to przynajmniej mam zamiar być przygotowana. Ruszyłam do łazienki by wziąć szybki prysznic. Delikatnie zakręciłam włosy by nie wyglądały jak druty i zaczęłam się ubierać. Oliwkowa sukienka podkreślała kolor moich rudych włosów. Czy tylko ja nie zachwycam się ich barwą? Mogły by być bardziej zwyczajne i mniej rzucające się w oczy. Do tego wszystkiego była złota biżuteria z beżowymi elementami i mleczne obcasy. Dodałam do tego trochę bezbarwnego błyszczyka i tusz, bo właściwie co tu można więcej zrobić? Może innym razem byłabym zadowolona ze swojego wyglądu, ale teraz... Nie bardzo mnie to obchodziło. Patrząc w lustro widzę Ginny, ale to już nie ta sama co kiedyś.
          Jedyne co się nie zmieniło od czasów wojny to to, że wciąż kocham Harry'ego Pottera. On jako jedyny robi to co powinien i rozumie moje cierpienie. Stracił najbliższe osoby, wie jak się czuje teraz. Zawsze jest kiedy go potrzebuje, no może ostatnio nie tak często, bo dostał propozycję pracy w Ministerstwie, ale znajduje czas - to jest najważniejsze. 
          Ruszyłam schodami na dół i już po chwili wiedziałam, że nie dam rady dotrwać do końca...

***

          Impreza bardzo się rozkręciła. Każdy wyglądał jakby się świetnie bawił. Hermiona zaciągała co chwilę Rona na parkiet, chociaż pozornie bardzo się sprzeciwiał, ale jego uśmiech wskazywał coś zupełnie innego, w końcu swojej dziewczynie nie będzie odmawiał. Harry bardzo dużo czasu spędzał z Georgem i razem starali się zapewnić rozrywkę najmłodszym członkom rodziny. Luna co chwilę tańczyła albo siedziała z Nevillem, z którym - jak widać – świetnie się dogadywała. Ciotki i wujkowie pogrążeni byli w rozmowach na tematy Ministerstwa, ale to właściwie normalne w ich wieku. Każdy interesuje się wszystkim i każdy wszystko wie. Zdawałoby się nawet, że prócz dodatków magicznych, aż tak nie różnimy się od mugoli. Z tego co mi opowiadał Harry to na każdej jakieś większej imprezie u jego wuja, tematy polityczne to był motyw przewodni.
          Mogłoby się wydawać, że wszystko jest wspaniale, lecz tylko jedna osoba nie jest tak bardzo zadowolona i chętna do zabawy – Ja. Już od kilku godzin zastanawiam się jak uciec do swojego pokoju, ale za każdym razem jak próbowałam się wymknąć, wpadam na kogoś i znów musiałam się wrócić. Sprawiam wrażenie zmęczonej, ale szczęśliwej, bo niestety nie jestem aż tak dobrą aktorką jaką bym chciała być. Liczenie każdej minuty do końca stało się już mantrą.
          - Hej, Ginny. Nie wyglądasz zbyt dobrze. – zaczęła Luna przysiadając się do mnie.
          Ja jedynie posłałam jej kiepski uśmiech, wzięłam w ręce sok dyniowy i sączyłam go jakby od tego zależało moje przetrwanie.
          - Jestem zmęczona, to nic takiego – odparłam na odczepne. Nie chciałam nikomu psuć humoru, być kulą u nogi, bo właściwie to ja niby powinnam bawić się tu najlepiej. Rzeczywistość mogłam zostawić tylko sobie.
          - Nie martw się, za miesiąc wracamy do Hogwartu, mamy się z czego cieszyć. – powiedziała łagodnym i pocieszającym głosem, takim jak tylko panna Lovegood potrafiła. Nie czekając na moją odpowiedź, odeszła.
          - Tak, idealny powrót do wspomnień…

poniedziałek, 10 października 2016

#0 Poza Schematem

Witam was wszystkich na Hogwarckich Opowieściach!
No więc dlaczego akurat taka nazwa?
Odpowiedź jest prosta. Pisałam już wiele historii, ale jakoś nie byłam łaskawa ich dokończyć. Nie jestem w stanie wam powiedzieć dlaczego, może zwyczajnie byłam nimi znudzona. Ten blog został stworzony po to bym miała wiele opcji. Mam kilka planów na opowiadania i chciałabym zrealizować kilka w jednym czasie, więc dlaczego mam się przenosić co chwilę. Wolałam stworzyć jednego bloga i na nim już spokojnie kreować wszystkie. 
Co pójdzie na pierwszy plan?
O dziwo zachciało mi się tematyki związanej z Ginny. Mało tu o niej na blogosferze, więc dlaczego by nie spróbować jakoś wydobyć z niej "to coś"? Nie zapomnę również o Dramione, które całym sercem kocham, ale to musi niestety poczekać. 
Jak mi wyjdzie to postanowienie?
Nie wiem, sama chce się przekonać czy uda mi się zdobyć sympatię i czytelników, bo to też wiele pomaga. Oczywiście chciałabym też byście mi mówili czego oczekujecie lub nawet dawali tematy kolejnych opowiadań. Kto wie, może się skuszę.


Nie chcę was więcej zanudzać tą gadką, na dniach powinien pojawić się prolog, nazwa opowiadania i banner dla niego.
Czuwajcie!